*Muzyka*
Od najbliższej miejscowości dzieli nas kilkanaście mil, dobrych kilkadziesiąt minut drogi. By dotrzeć do naszego domu trzeba przejechać przez most i las. Łatwo zabłądzić. Wystarczy, że raz skręci się w złą drogę, a można dojechać do domu, gdzie dwa lata temu mężczyzna zamordował całą swoją rodzinę. To jednak nie tamten dom budził we mnie strach. Biegłam polną drogą, prowadzącą do naszej posiadłości. Uciekałam... tylko przed czym? Chciałam biec szybciej, ale nie mogłam. Zupełnie jakbym grzęzła w błocie. Dławiłam się własnym oddechem. Blond włosy kleiły mi się do twarzy, na której ewidentnie coś miałam. Otarłam dłonią policzek i dostrzegłam krew. W panice zaczęłam zmywać ciecz ze skóry. Do kogo ona należy?
Nagle znalazłam się za domem, tuż przy stajni. Słońce właśnie zachodziło, a niebo robiło się purpurowe. Czułam, że coś jest nie tak... i było. Spojrzałam w dół, a u moich stóp leżał Harry. Martwy. Krew wylewała się przez ranę na szyi. Chciałam się do niego rzucić, spróbować pomoc, nawet jest już się nie da, jednak nie mogłam. Jego ciało zaczęło się oddalać, a ja zaczęłam krzyczeć. Głos utkwił mi w gardle i nie wyszedł z niego ani jeden dźwięk. Patrzyłam jak, w tym momencie najbliższa mi osoba, oddala się i znika.
Obudziłam się zlana potem. W oczach miałam łzy, a ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Harry siedział przerażony obok mnie. Pewnie krzyczałam przez sen.
-Co się stało?- zapytał
-Ty...-zaczęłam łkać- próbowałam ci pomóc, ale nie mogłam. Zniknąłeś...
Położyłam głowę na poduszce i pękłam. Skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać.
-To wszystko wraca, Harry. Próbuje zapomnieć, ale nie umiem. Co noc mam koszmary, ale na jawie wcale nie jest lepiej. Z dnia na dzień czuję jak wariuję coraz bardziej. Boję się.
Harry przysunął się do mnie i objął w opiekuńczym geście.
-Nie powiem ci, że będzie lepiej, bo nie chcę mówić czegoś do czego nie mam pewności. Wiedz jednak, że puki bije moje serce nic ci się nie stanie. Oddam za ciebie życie, gdy będzie to potrzebne.
-I to mnie właśnie przeraża- szepnęłam
Unormowałam oddech, ale nie odsunęłam się od Harry'ego. Delektowałam się jego zapachem i dotykiem jego skóry. Cieszyłam się każdą sekundą spędzoną u jego boku.
-Jesteśmy bezpieczni?- zapytałam
Czekałam na odpowiedź Harry'ego, ale on milczał. Krzyczałam w myślach, by w końcu powiedział, że będzie ok, ale on tego nie zrobił. Nie jest i nie będzie ok. Cisza ze strony Styles'a umocniła mnie w przekonaniu, że zło, które nas dopadło, jeszcze się nie skończyło. Byliśmy głupcami, myśląc, że zaczniemy wszystko od zera. Po czymś takim nie da się zacząć od początku. Harry był podejrzany o wiele zbrodni. Zabito mu siostrę. Ja widziałam, jak mój ojciec umiera w moich objęciach. Widziałam dziewczynę powieszoną na drzewie. Byłam o krok od śmierci. Takich rzeczy się nie zapomina. Nie można wymazać z pamięci głosu Rachel, która w lesie śpiewała piosenkę dla dzieci, brzmiącą jak mordercza wyliczanka, tego jak ochrona nie mogła utrzymać Harry'ego, gdy miał zostać zamknięty w szpitalu dla psychicznie chorych. W tak krótkim czasie moje życie zmieniło się na zawsze. Straciłam ojca, przyjaciela i samą siebie. Nie ma już dawnej Savannah'y i nigdy nie będzie. Jednak jest kogoś, kto wynagradza mi cały ból. Tym kimś jest Harry. To on odstrasza nocne koszmary, jest kimś dla kogo chcę żyć.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zegar pokazywał kilka minut po 6:00. Kto o tej godzinie mógł tu przychodzić?
-Harry, kto to?
-Nie wiem. Jace i Dakota mieli przyjechać za kilka dni.
Chłopak wstał z łóżka i założył bluzę leżącą na fotelu.
-Uważaj- powiedziałam i również się podniosłam
-Zostań tu- rozkazał i zniknął za drzwiami.
Hałas nie ustępował, a Harry nie wracał. Wstałam z łóżka i chwyciłam za nożyczki, leżące na stoliku. Otworzyłam drzwi i poszłam ciemnym korytarzem. W pewnym momencie usłyszałam czyś głos. Znam go. To Jace! Zaczęłam iść szybciej, a dźwięk zaczął robić się głośniejszy. W końcu ujrzałam brata, przyjaciółkę i Harry'ego. Wypuściłam z dłoni narzędzie i niemal rzuciłam się na dziewczynę. Jej brzuch był już nieźle widoczny. Widać było, że jest szczęśliwa.
-Mieliście przyjechać później- powiedziałam
-Nie chcesz nas tu?- zapytał Jace
-Oszalałeś. Stęskniłam się
Podeszłam do niego i objęłam go, szepcząc na ucho gratulacje.
-Ciężko tu do Was trafić. Dobrze, że jakiś chłopak szedł tą drogą i powiedział nam, że to tutaj- odezwała się Dako
-Chłopak? Przecież w pobliżu nikt nie mieszka.
-Nie wiem. Szedł z latarką jakieś dwie mile stąd, zapytaliśmy czy dobrze jedziemy. Powiedział, że tak i za jakiś kawałem zobaczymy światła i będziemy wiedzieć gdzie dalej jechać.
-Jak wyglądał?- wtrącił się Harry
-Miał kaptur i mało co było widać. Widziałam tylko, że ma rozerwany rękaw bluzy i trochę krwi na latarce- wyjaśniła dziewczyna
-Mówiłem ci, że nic tam nie miał.
-Jak nic nie miał? Widziałam trochę na jego dłoni. Pewnie go pobili albo sam kogoś skrzywdził. Nie gadaliśmy długo, więc wiele nie zauważyłam. Szybko odjechaliśmy. Może to głupie, ale przez chwile wydawało mi się, że skądś kojarzę tę sylwetkę.
Spojrzałam na Harry'ego, który ewidentnie był zaniepokojony. Co jeśli to ten sam chłopak wysłał mi wiadomość i zranił Harry'ego? Niewykluczone, że tak właśnie było. Jeszcze to przypuszczenie Dakoty. Teraz tylko pytanie, czy powinniśmy mówić o tym naszym gościom?
-Tak, pewnie to pobicie. Nie ma co się przejmować.
Moje myśli biły się ze sobą. Nie wiedziałam co jest prawdą. Kto był tu wczoraj i kogo dziś widzieli Jace i Dakota? To ta sama osoba? Oby nie.
-Fajna strzelba- odezwał się Jace i pokazał na broń wiszącą na ścianie w salonie
-Była tu gdy kupiliśmy dom.
---------------------------------------------------------------------------
Pisanie tego rozdziału mi nie szło, bo byłam chora i dlatego pojawia się od tak późno. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się podoba :)) Jak myślcie, kogo widzieli Dakota i Jace?