poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 19


Leżałam w ramionach Harry'ego na jego szpitalnym łóżku. Rozmawiałam z ojcem, ale on nie pozwolił go wypuścić. Ledwo zdołałam wybłagać by móc z nim zostać. Chłopak kazał nie myśleć mi na razie o Rough'ie. Tak chyba będzie najlepiej. Dzwoniłam do Jace'a i powiedziałam, że nie lecę. Nie mogę. Nie teraz. Najgorsze jest to, że on i Dakota pojechali. Właściwie to nie mam im tego za źle, bo wiem, że Dako nie mogłaby tu być. Nie będąc w ciąży. Zostałam tu sama. Na Harry'ego nie mogę liczyć. Ash jest w szpitalu i nie wiem czy działa ze mną, czy przeciwko mnie. Hunter...nie wiem czego chce. Rough chcę zabić Harry'ego a po drodze również mnie, jeśli się wygadam. Jest jeszcze mój ojciec-człowiek, który nie ma pojęcia o niczym. Nie wie co się dzieje dookoła. Teraz zobaczymy jak wiele mogę znieść i jak silna jestem. Będę walczyć. Dla siebie, dla brata, dla Dakoty, dla Harry'ego, dla nas. Nie pozwolę by ktoś ich skrzywdził. Nigdy do tego nie dopuszczę.
-Harry?-zapytałam
-Tak?-czułam jego dłoń wplecioną w moje włosy
-Damy radę, prawda? Wyjdziesz i nie będę już sama. Nie zostawisz mnie?
-Wiesz o czym myślałem gdy ze łzami w oczach poszłaś do domu? Myślałem o tym co ja właśnie zrobiłem. O tym, że być może na zawsze straciłem osobę, którą kocham. Gdybym mógł cofnąć czas nie skłamałbym. Wolałbym, żeby Rough mnie zabił niż żebyś cierpiała. Nie zrobię tego drugi raz. Nie zostawię cię.
-Ale ja nie mam tu nikogo. Ty jesteś tutaj. Dakota i Jace są we Francji a Ashton...nie wiem nawet czy przeżyje.
-Nie martw się tym. Nie będziesz sama. Zadbam o to-powiedział i pocałował mnie w czoło.
Po raz pierwszy od dawna czułam się bezpiecznie. Czułam, że ktoś mnie kocha.
-Ty i ja na zawsze-szepnął mi do ucha
-Zawsze to trochę długo-zażartowałam
-Wiem Sav, ale my naprawdę będziemy na zawsze. Jeśli w przyszłości coś się stanie to pamiętaj zawsze jestem przy tobie. Zawsze. Tutaj-powiedział i dotknął miejsca gdzie bije moje serce.
-Co się stanie?
-Rough nie jest osobą, która będzie chciała słychać wyjaśnień. Zemści się na mnie, bo myśli, że to ja zabiłem Rachel.
-Nie mów mi tego. Nie teraz. Harry proszę cię.
Nie chcę by mówił mi, że może go kiedyś zabraknąć. Jeszcze wczoraj go nienawidziłam i chciałam odejść jak najdalej od niego. Teraz tego nie chcę. Chcę być przy nim cały czas. Chcę by całował mnie w policzek i mówił jak bardzo mnie kocha mimo, że ja na razie mu tego nie mówię. Chcę by patrzył mi w oczy i po prostu się uśmiechał. Chcę by był przy mnie.

***
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju Harry'ego. Mój tata.
-Savannah musisz już iść
Miał rację. Na dworze było już ciemno a ja nadal leżałam w łóżku Harry'ego. Widziałam niezadowoloną minę mężczyzny, ale to już jego problem.
-Harry, muszę wracać do domu-szepnęłam mu do ucha
Chłopak otworzył oczy i złapał moją dłoń. Wyglądał jakby się czegoś bał.
-Przyjdę jutro, obiecuję
-Nie Sav. Zostań-widziałam jak jego ręce się trzęsą.
-Nie mogę. Przysięgam, że przyjdę tu rano, słyszysz? Wrócę-powiedziałam trzymają jego twarz w swoich dłoniach.
Zgodził się bym poszła. Oboje powinniśmy odpocząć po tym dniu i pomyśleć co będzie dalej.

***
Pożegnałam się z ojcem i ruszyłam do domu. Wolałabym żeby częściej był przy mnie, ale nie mogę tego od niego oczekiwać. To jego praca i nie zaniedba jej tak jak ja.
Zamknęłam za sobą bramę szpitala i zaczęłam iść alejką w stronę mieszkania. Drogę oświetlały mi tylko pojedyncze, stare lampy i księżyc przedostający się przez korony drzew. Wiem, że nie powinnam chodzić sama po parku o tej porze, ale chcę jak najszybciej znaleźć się w domu a to jest najszybsza droga. Zimno zaczynało coraz bardziej drażnić moją skórę kiedy usłyszałam szelest tuż za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam dwie postaci. Szli za mną. Nie zatrzymałam się a wręcz przeciwnie, przyspieszyłam kroku.
-Ej mała!-usłyszałam krzyk
Nie odwrócę się, pomyślałam. Słyszałam jak ich buty szybciej odbijają się od betonu a chwilę później byli już obok mnie.
-Mówiłem coś-powiedział jeden z nich.
Miał brązowe, lekko kręcone włosy z niebieskim pasemkiem. Jego oczy hipnotyzowały swoją jasną barwą. Jednak było w nim coś co mnie przerażało. Może to ten kolczyk w wardze, tatuaż na szyi albo coś czego nie zdarzyłam spostrzec.
Jego kolega był całkiem inny. Blond włosy i błękitne oczy, które widać było nawet w ciemności. Jedyne co sprawiało, że wydawał mi się milszy niż tamten to jego uśmiech. Rząd białych zębów ustawiających się w naprawdę szczery uśmiech. Byłam niemal pewna, że jest starszy od tamtego z pasemkiem.
-Jak masz na imię?-zapytał chłopak z tatuażem
Milczałam. Może nie jest to idealne rozwiązanie, ale nie chcę by znali moje imię.
-To Savannah-odezwał się blondyn.
Skąd mnie zna? Przecież widzę go pierwszy raz w życiu.
-Ta co umawia się z tym psycholem co zabił Rachel...ze Styles'em.
To jest Rough? Któryś z nich nim jest? Nie. Na pewno nie. Inaczej wyobrażam sobie tego faceta. Nie wiem do końca jak, ale z pewnością inaczej niż tak jak ta dwójka.
-To prawda? Jesteś Savannah?
-Tak-odpowiedziałam
-Jak tam Styles?
"Musisz udawać, że pomiędzy nami nic nie ma."
-Nie wiem. Nie utrzymujemy już kontaktów. Różnica zdań.
Nastała chwila ciszy. Ashton powiedział mi kiedyś, że jeśli cisza trwa więcej niż 5 sekund zwiastuje to coś złego. Blondyn podszedł do mnie i nachylił się nade mną. Czułam jego oddech na swoim karku. Moje serce przyspieszyło.
-Nie radziłbym ci kłamać-szepnął
-Nie kłamię. Harry mnie oszukał, bo nie chciał mieć policji na głowie, ale teraz nic pomiędzy nami nie ma.
Modliłam się w duchu, błagałam by mi uwierzyli. By dali mi spokój. Jak jeszcze mam ich do tego wszystkiego przekonać?
Czułam jak chłopak nawija sobie kosmyk moich włosów na palec. Miałam ochotę krzyknąć, odepchnąć go od siebie, ale wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę.
-Wiesz kim jest Rough?-zapytał ten drugi
Pokręciłam przecząco głową.
-Więc pójdziesz z nami i się dowiesz.
Złapali mnie za ramiona i zaczęli ciągnąć w stronę samochodu na końcu alejki. Szarpałam się i krzyczałam ile tylko mogłam. Byli zbyt silni. Uderzyłam jednego z nich w brzuch za co dostałam siarczystego policzka. Czułam czerwień na twarzy ze zmęczenia i bólu. Byliśmy już prawie przy samochodzie kiedy zza niego wyszedł jeszcze jeden mężczyzna. Właściwie chłopak, góra 22 lat. Był wysoko, wyższy niż oni. Miał ciemno blond włosy i lekki zarost. Wyglądał na bardziej dojrzałego niż Harry, ale sądzę, że są mniej więcej tego samego wieku. To jest Rough? Właściwie to pasuje do mojego wyobrażenia sobie jego. Tylko coś mi tu nie pasuje. Gdyby nim był zostałabym puszczona a nie trzymana jeszcze ciaśniej.
-Nie uważacie, że to trochę nie fair. Dwóch facetów na jedną dziewczynę?
-Chyba nie wiesz kim jesteśmy.
-Wiem. Jesteście kolesiami, którzy są takimi idiotami, że nie zorientowali się, że mój przyjaciel nie zabił Rachel.
Przyjaciel? To jest przyjaciel Harry'ego? Skąd wie o tym wszystkim? "Nie będziesz sama. Zadbam o to". O to mu chodziło? Zesłał, nie wiem skąd, kolesia, któremu nie wiem czy mogę ufać. Nie mam zielonego pojęcia kim jest, ale dzięki niemu moi oprawcy zostawili mnie. Teraz doniosą do ukochanego Rachel? Przyjedzie tu? Zabije nas?
-Chodź Savannah-powiedział gdy tamci odeszli
Nie pójdę z nim. Zrobiłam krok do tyłu mają cichą nadzieję, że mnie zostawi.
-Nie bój się mnie. Matka Harry'ego do mnie dzwoniła. Powiedziała, że potrzebujecie pomocy więc jestem.
To wszystko robi się bardziej zagmatwane niż na początku mi się wydawało. Jak Harry skontaktował się z mamą? Może zrobił to przez zamknięciem.
-Mam ci ufać? Nie znam cię. Nic o tobie nie wiem.
-Mam na imię Andy i jestem przyjacielem Harry'ego. Więcej nie musisz wiedzieć. Pomogę wam.
-Jak? Tu nie ma w czym pomagać. Wytłumaczysz Rough'owi, że to nie Harry zabił Rachel tylko Hunter? Uzdrowisz Ashton'a? Wytłumaczysz rodzicom Dakoty dlaczego musiała wyjechać? Uwolnisz Harry'ego? Nie zrobisz nic co może nam pomóc!-krzyknęłam i zaczęłam płakać. Jeszcze jakiś czas temu byłam prawie normalną dziewczyną. Moja przyjaciółka żyła imprezami i nie musiała przejmować się dzieckiem.
Ash był przy mnie cały czas gdy tego potrzebowałam. Hunter był w Paryżu a Harry...był dla mnie tylko pacjentem. Zmieniło się wszystko. Całe moje życie szlak jasny trafił i nikt już temu nic nie zaradzi.
Andy podszedł do mnie i objął mnie niespodziewanie, ale sądzę, że tego właśnie wtedy potrzebowałam.
-Pomogę Wam, słyszysz? Zrobię wszystko co się da by wam pomóc.
-Dlaczego?
-Bo tak robią przyjaciele, bo nie chcę znów kogoś stracić, bo ani Harry ani ty nie zasłużyliście na to wszystko.




----------------------------------------------------------------------------------
No i jak? Podoba się Wam Andy? :D Rozdział miał pojawić się wczoraj, ale tak jakby rozwaliłam komputer...no, ale jest dzisiaj i to się liczy xD Zapraszam wszystkich do zapraszania mnie do znajomych na fb (konto takie dla czytelników) <klik>
Co do komentarzy to ostatnio się popisaliście. Fajnie by było gdy teraz też tak było.
A i jeszcze coś WAŻNE
Organizuję konkurs plastyczny pt."Moc wyobraźni" a więcej info tutaj: <klik>
No więc to tyle. Na razie <3
PS. Najbardziej leniwy człowiek świata (czytajcie: ja) wziął się za siebie i zaczął ćwiczyć. Trzymajcie kciuki xD 

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 18



Pierwszy raz w życiu słyszałem ten głos. Mocna, męska chrypa. Dlaczego mam na siebie uważać? Dlaczego Hunter powiedział, że policja ma Harry'ego? Dlaczego jego ludzie zabili kobietę, żeby go wrobić? Gdy szukałam odpowiedzi na te pytania telefon znów zadzwonił.
-Halo?-powiedziałam drżącym głosem
-Savannah przyjdź do szpitala, szybko!-mój tata niemal krzyczał
-Co się stało?
-Harry. Przywieźli go tutaj. Nikt nie może go opanować. On sobie coś zrobi!
Serce natychmiast mi przyśpieszyło. Harry na oddziale zamkniętym. Zakuty w kajdany. Łaknący śmierci i mordu. To nie jest prawdziwy on. Harry, którego znam jest wrażliwy, romantyczny i delikatny. Nie zabiłby. Nie zostawię go. Mimo tego co powiedział, nie zostawię go. Chwyciłam z szafki klucze i wybiegam z domu. Mijałam ludzi, którzy ani trochę się mną nie przejęli. Mają swoje życie i nie obchodzi ich ktoś taki jak ja.
Nogi paliły mnie żywym ogniem. Dobiegła do ogrodzenia i otworzyłam bramę. Kamienie wbijały się w podeszwy moich butów.
-Savannah-usłyszałam głos taty
-Gdzie on jest?
-Na drugim piętrze. Sala 216
Ledwo skończył mówić a ja już biegiem ruszyłam po schodach. Odnalazłam właściwy pokój i człowieka mającego klucze do tych drzwi. Na początku za nic w świecie nie chciał mnie wpuścić, ale gdy powiedziałam, że mój ojciec jest tutaj dyrektorem i on mnie wezwał, od razu pozwolił mi wejść. W środku słychać było krzyk Harry'ego, szlochanie i niemal wycie z bólu.
-Harry-powiedziałam gdy go zobaczyłam
-Wyjdź!-ryknął i położył się na łóżku
-Nie, nie wyjdę-powiedziałam spokojnie i podeszłam bliżej.
-Nie chcę cie skrzywdzić
-Nie zrobisz tego. Wiem to.
Dotknęłam dłonią jego loków a on od razu na mnie spojrzał.
-Jestem potworem
-Nie jesteś. Nie zabiłeś jej.
-Ale skrzywdziłem ciebie.
-Masz rację. Skrzywdziłeś mnie, ale to nie robi z ciebie potwora. Hunter nim jest.
-Ale to ja tu siedzę. W końcu oszaleję i zgniję tutaj.
Nie pozwolę na to.
-Wyjeżdżasz? Twój tata powiedział.
-T...Tak, właściwie to teraz powinnam być w drodze na lotnisko.
-Ale jesteś tutaj, czemu?
Usiadł na łóżku i zmarszczył czoło. Patrzył na mnie pytająco. No to wpadłam. Kłam Savannah, kłam tak jak on.
-Ojciec kazał mi przyjść. Nie chciałam, ale wiesz, byłeś moim pacjentem.
-Aha
Nastała cisza. Nieznośna cisza.Zaczęłam bawić się palcami i nie wiedziałam czy coś powiedzieć, czy siedzieć cicho. Bez słowa podeszłam do drzwi. Wiedziałam, że na mnie nie patrzy. Chwyciłam za klamkę, wstrzymałam oddech i nacisnęłam na nią. Nie wrócę. Nie odwrócę się. Nie powiem 'będę tęsknić'.
-Żegnaj Harry-szepnęłam i wyszłam z pokoju. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. Savannah, daj spokój!

Harry POV
Wyszła. Powiedziała marne 'żegnaj' i poszła. Zostawiła mnie tu. Niech wróci! Nie myśląc długo podbiegłem do drzwi i chciałem je otworzyć, ale były zamknięte.
-Savannah!-zacząłem krzyczeć i walić pięściami w drzwi-Savannah!
Czułem jak w moich oczach zbierają się łzy. Niech wróci!
-Savannah!-wydarłem się najgłośniej jak mogłem. Nie krzyknę znów. Teraz na pewno mnie słyszała. Jeśli chce to wróci. Jeśli nie...będzie udawała, że nie słyszy. Podbiegłem do okna patrząc czy wyszła. Nigdzie jej nie widziałem.
-Wróć-szepnąłem a drzwi pokoju otworzyły się.
Drobna dziewczyna, blond włosy...Savannah. Moje serce przyspieszyło. Nie pozwolę jej odejść. W dupie mam Rough'a. Podszedłem do niej i nie patrząc na to co jest między nami, przytuliłem ją.
-Sav przepraszam. Przeprasza. Wybacz mi. To co ci powiedziałem, że nic dla mnie nie znaczysz, to nie była prawda. Musiałem to powiedzieć.
-Dlaczego?-zapytała odsuwając się ode mnie. Jej policzki były mokre. Nie chcę by płakała. Ani przeze mnie ani przez nikogo innego.
-Pamiętasz jak byliśmy w lesie? Co mówiła Rachel? Rough musiał myśleć, że zerwaliśmy. Rachel jechała za nami, dlatego zrobiłem tę szarkę pod twoim domem.
-I ja mam ci wierzyć?
-Tak.
-Ufałam ci a ty to zniszczyłem. Rozwaliłeś wszystko.
-Naprawie to tylko mi pozwól. Wróć do mnie
-Nie chcę.
-Nie chcesz? To wykrzycz to. Spójrz mi w oczy i wykrzycz prosto w twarz, że nie chcesz mnie znać. Powiedz, że nic nie czujesz. Wtedy cię zostawię.
Widziałem zdezorientowanie w jej oczach. Nie może tego zrobić. Nie odejdzie.
-No krzycz!-wrzasnąłem
-Nie mogę! Czy ty tego nie rozumiesz?! Skrzywdziłeś mnie, ale nie mogę cię zostawić! Nie umiem!
-Więc wróć-Powiedziałem łagodnie
-Nie Harry. Nie teraz.
-Dobrze. Poczekam. Jak widzisz na razie nigdzie się nie wybieram-zaśmiałem się cicho i rozejrzałem się po pomieszczeniu
-Dlaczego tak bardzo tego chcesz?
O nie! Miała o to nie pytać, ale wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał to powiedzieć a teraz jest idealny moment. Powiem jej wszystko.
-Dlaczego? Bo cię kocham. Kocham to jak się śmiejesz. Jak krzyczysz. Jak wykrzywiasz się gdy poparzysz sobie usta kawą. Jak poprawiasz włosy, gdy się denerwujesz. Jak twoje serce przyspiesza gdy na ciebie patrzę. Jak moje serce zaczyna szybciej walić gdy to ty patrzysz na mnie. Kocham wszystkie twoje zalety i wady. Kocham całą ciebie.

Savannah POV
Czy on właśnie powiedział, że mnie...kocha? Mój mózg zaczął powoli przetwarzać informacje. Harry...mnie...kocha.
-Sav powiedz coś-poprosił
Nie powiedziałam ani słowa. Jedyna co zrobiłam to rzuciłam mu się na szyję. Zachwiał się, ale po chwili złapał równowagę i przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
-Harry, kim była dziewczyna, którą zabili?
-To była...to była Rachel.
-Co?
-Zabili Rachel i donieśli Rough'owi. On myśli, że ja to zrobiłem i zabije mnie przy pierwszej lepszej okazji, która szybko się nie przytrafi biorąc pod uwagę całe to bagno. Jednak mimo wszystko tu przyjedzie i znajdzie ciebie. Musisz udawać, że pomiędzy nami nic nie ma. Powiedz mu, że cię zostawiłem, powiedziałem, że cię nie kocham.
-Co będzie jeśli tego nie zrobię?
-Rough cię zabije.



*Niech każdy kto przeczytała zostawi komentarz. Jeśli będzie ich dużo to kolejny rozdział dodam szybciej"

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 17



Do moich oczu zaczęło dostawać się słońce. Wpatrzona w sufit ledwo powstrzymywałam łzy.
-Wszystko ok?-zapytał Jace leżący obok.
Wczoraj wieczorem było jak za starych dobrych czasów. Opowiedziałam bratu wszystko co nurtowało mnie przez te wszystkie lata. Powiedział, że pomoże mi i Dakocie. Został przy mnie gdy zasypiałam, ale odpłynął szybciej. Oboje postanowiliśmy, że nie powiemy policji ani mojemu ojcu co zrobił Harry. Mimo tego wszystkiego, ja przecież obiecałam mu pomoc. Powiem tacie, że musimy wyjechać ze względu na Dako. To przynajmniej nie złamie mu serca tak bardzo. Zostawił mamę, ale nie nas. Nas kochał zawsze i kochać będzie na wieki. Nie chcę zostawiać go tutaj samego, ale wkrótce i tak byśmy musieli wyjechać. Rodzice Dakoty zostają w Stanach jeszcze tydzień. Zadzwoni do nich i powie, że znalazła pracę we Francji i musi wyjechać w tym tygodniu. Zamieszkamy w Chamonix, z dala od Paryża i mojej matki. Lepiej będzie gdy w ogóle się nie dowie. Tacie powiemy, że lecimy do Kanady. Trochę zagmatwane, ale teraz tak trzeba. Tata myśli, że jesteśmy w Ameryce, mama myśli, że jestem w Anglii a rodzice Dakoty, myślą, że wyjechała do pracy. Tylko nasza trójka będzie wiedziała prawdę.
-Savannah, to wszystko się ułoży, zobaczysz.
-Wiem.
-Jesteś smutna
-Nie, nie jestem-powiedziałam i spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem-Czuję się dobrze. Po raz pierwszy w życiu wiem, że to nie ja kogoś straciłam, lecz ktoś stracił mnie.
-A mama? Ona też cię...
-Ona mnie nie kochała. Nie liczyłam się dla niej. W sumie dla Harry'ego też się nie liczę.
-Kochasz go?
-Nie
Po mojej krótkiej odpowiedzi nastała cisza. Niemal czułam jak Jace siłą wyciąga ze mnie prawdę.
-Wiem, że kłamiesz. Kochasz go. Gdy był z tobą patrzyłaś na niego tak jak kiedyś na Hunter'a.
-Hunter to co innego. Kochałam go, fakt. Harry'ego nie kocham. Zauroczyłam się w nim, ale czar prysł.
Nie wiedziałam czy to co mówię ma jakikolwiek sens. Hunter był moją pierwszą, prawdziwą miłością. Kochałam go jak diabli, ale nie czułam się z nim jak z Harry'm, którego mimo wszystko nie kochałam. Teraz nie mam żadnego z nich. Hunter zdradził mnie i teraz łaknie zemsty za to, że odeszłam. Harry bawił się mną chcąc bym trzymała go z dala od policji. Oboje nigdy mnie nie kochali. Nikt nigdy mnie nie kochał.
-Kiedy wyjeżdżamy?-zapytałam
-A kiedy chcesz?
-Dziś. Teraz. Zaraz.
-Jesteś pewna? Może powinnaś z nim pogadać. Poczekać aż Ashton wybudzi się ze śpiączki. Nie możesz uciekać od problemów. Odeszłaś od Hunter'a a on wrócił. Co jeśli Harry też wróci?
-Nie wróci a wiesz czemu? Bo mnie nie kocha. W sumie tu nawet nie chodzi o miłość. Nie liczę się dla niego.
-Przemyśl to jeszcze-powiedział w wstał z łóżka-idę spotkać się z Dakotą
-Z Dakotą?
-Prosiła żebym przyjechał.
Znają się dopiero kilka dni a już się spotykają? W pewnym sensie mogą i chcę tego, bo wiem, że mój brat jej nie skrzywdzi.

***
Powiedzenie ojcu tego, że oboje z Jace'em wyjeżdżamy było dla mnie cholernie trudne. Wytłumaczyłam mu sprawę z Dakotą i to, że muszę jechać z nią. Wyraz jego twarzy był jak nóż w serce. Robił wszystko bym żyła tak jak chcę a teraz go opuszczam. Obiecałam, że za rok wrócę chociaż nie wiem czy dotrzymam obietnicy. W szpitalu nic mnie nie trzyma, bo Harry był moim jedynym pacjentem. Tata powiedział, że przekaże wszystkim, że wyjechałam. Ja nie dałabym rady.
To dziwne, że wczoraj o tej porze byłam najszczęśliwsza osobą na świecie, w pewnym sensie, że miałam przy sobie Harry'ego. Teraz siedzę na podłodze w swoim pokoju i pakuję ubrania do pudeł. Chciałam zostać by pożegnać się z Ashton'em, ale postanowiłam napisać mu list. Usiadłam na łóżku z kartką i długopisem w ręku.
"Do Ashton'a
Wyjeżdżamy. Ja, Dakota i Jace wyjeżdżamy z kraju. Wybacz, że zostawiamy cię w tak trudnych dla ciebie chwilach, ale nasze życia też się trochę pokomplikowały. Dakota jest w ciąży z Hunter'em (nie mów jej rodzicom) a ja...miałeś rację mówiąc, że Harry mnie zrani (tego też nie wyjawiaj). Dowiedziałam się o tobie rzeczy, o które bym cię nie podejrzewała. Zabiłeś Jena. Nie wiem czy to prawda, bo Harry mi o tym mówił a ostatnio jego słowa nie są nic warte. Nie zostawię ci naszego adresu, przepraszam. Mam nadzieję, że zdołasz to przeczytać i wybaczyć nam tak samo jak ja wybaczyłam tobie. Zdradziłeś mnie, ale w tym przypadku wybaczę. Daj znak jak będzie lepiej. Wracaj do zdrowia.
Savannah"
Ze łzami w oczach włożyłam list do koperty i napisałam na niej "Do Ashton'a"
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wytarłam oczy i zbiegłam na dół. Myślałam, że to listonosz lub sąsiadka przyszła coś pożyczyć, ale gdy otworzyłam drzwi i ujrzałam JEGO twarz, cofnęłam się do tyłu.
-Witaj Savannah-powiedział Hunter-podobno wyjeżdżasz.
-Tak.
-Harry opowiedział mi co się stało.
-Harry?
Jak Styles mógł mu powiedzieć? Przecież on go nienawidzi. To on dał zlecenie na zabicie jego siostry.
-Może mnie zaprosisz i porozmawiamy?-zapytał i zaczął się zbliżać
-Nie-syknęłam i zastawiłam mu drogę
-Jak chcesz. Musisz tylko wiedzieć, że twój chłoptaś zabił dzisiaj dziewczynę w parku. Właściwie to nie on, lecz moi ludzie, ale ja już dopilnowałem by wszystkie tropy wskazały na niego. Policja już go szuka i pewnie znajdzie -spojrzał na zegarek-teraz
Co to ma być? Zabili człowieka by wkręcić Harry'ego?! To niemożliwe.
-Żegnaj Savannah
W momencie w którym zamknęłam za nim drzwi odezwał się mój telefon. 'Numer nieznany'
-Halo?
-Uważaj na siebie ślicznotko-powiedział czyjś zachrypnięty głos i rozłączył się.





*Jeśli przeczytałeś/aś napisz komentarz*

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 16

Tym razem byłam szczera. Mówiłam to co myślę nie przejmując się niczym. Harry mnie niszczy i to jest fakt. Niszczy każdą cząstkę mnie, krok po kroku.
-Powiedz mi-powiedziałam
-Co?
-Wszystko. Kim jest tamta dziewczyna i chłopak o którym mówiła? Dlaczego już nie chodzisz na terapie? Dlaczego chciałeś zabić Ashton'a a nie Hunter'a? Dlaczego?
Patrzyłam w jego oczy niemal zmuszając go do odpowiedzi. Dlaczego nie chce mi tego wszystkiego powiedzieć? Wiem, że nie jesteśmy nawet razem, ale jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy?
-Nie mogę. Nie odpowiem ci na te pytania. No może na jedno. Nadal chodzę na terapię, ale nie do ciebie. Poprosiłem o przeniesienie.
Co? Nie. Nawet pod tym względem mnie okłamał. Przecież prędzej czy później bym się dowiedziała.
-Czemu? Czemu ty mnie okłamujesz?!-krzyknęłam
-Czego ty ode mnie oczekiwałaś?! Wiecznej szczerości? Jesteś, a raczej byłaś, tylko moją terapeutką. Mówiłem ci to co miałaś wiedzieć, tego nie musisz. Do czego ci to potrzebne?
-Tylko terapeutka-mówię cicho
-Tak.
Coś dla niego znaczę, a przynajmniej tak mi się wydawało, a teraz mówi coś takiego. Nie wiem już co myśleć, komu wierzyć. Rozumowi czy sercu? Rozum podpowiada mi, żeby go zostawiła, zajęła się swoim życiem, które doprowadził do takiego stanu. Serca natomiast mówi bym się nie poddawała i walczyła o to co koch...o to czego chcę. Nie wiem kim on dla mnie jest. Nie teraz. Ufałam mu, chciałam pomóc. Był kimś kto wywoływał dreszcze na mojej skórze, ale chciałam, a raczej musiałam, być przy nim. Tyle tylko, że ja nie chcę robić nic co muszę. Uciekłam od matki, bo coś musiałam. Nie chcę tak żyć. Nie chcę żyć i wiedzieć o tych wszystkim tajemnicach, o których on mi nie powie a ja zwyczajnie będę MUSIAŁA to przełknąć.
-Czy to wszystko co mówiłeś wtedy w aucie był prawdą? To, że jestem dla ciebie cholernie ważna?
-Nie i przepraszam za to.
-Żegnaj Harry-szepnęłam ukazując lekki, sztuczny uśmiech i wysiadłam z auta.
Wiem, że za mną nie pójdzie. Wiem, że nie powie ile dla niego znaczę. Wiem, że nic dla niego nie znaczę. To była tylko gra, bym chroniła go przed policją. "Obiecałaś, że zrobisz wszystko by mi pomóc. Więc pomagaj." te słowa znów powracają do mojej głowy. To, jak to mówił. Jak na jego twarzy była troska tylko o samego siebie. Nic się nie zmieniło i już nic się nie zmieni. On odszedł, na zawsze. Ja też chcę odejść. Znów zostawić to co mam. Wyjechać...gdzieś daleko.
Doszłam do domu i usłyszałam trzask zamykających się drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Harry idzie w moją stronę.
-Sav ja...
-Savannah, mów do mnie Savannah.
Sposób w jaki zdrabnia moja imię boli mnie jeszcze bardziej.
-Savannah ja nie chciałem. Nie chciałem kłamać w sprawie uczuć. Przykro mi, że cię zraniłem.
-Nie zraniłeś-skłamałam-Ja też nic do ciebie nie czuję. To było idiotyczne, umawianie się z własnym pacjentem. Od początku wiedziałem, że nie powinnam była tego robić.
-Ale zrobiłaś
-I żałuję!
-To żałuj, bo ja cię zniszczę.
-Pieprzony idiota!-krzyknęłam a drzwi mojego mieszkanie otworzyły się
-Co się dzieje?-zapytał Jace
-Nic-ton jakim Harry odpowiedział na to pytanie zezłościło mnie jeszcze bardziej.
-Masz rację. Nic się nie stało-powiedziałam i niemal wbiegłam do środka.
Nie interesowała mnie ich dalsza rozmowa, ani to czy któryś z nich dostanie w twarz. Nic mnie nie interesowało. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Normalnie w takim momencie Dakota i Ashton byliby przy mnie, lecz teraz wiem, że to niemożliwe. Nie przyjdą. Nie będą pocieszać.
Słyszałam ich krzyki przed domem. Jace kazał Harry'emu się wynosić, ale on za nic nie chciał tego zrobić. Tylko czemu? Czemu nadal tutaj jest? Dzisiejszy dzień to za dużo, nawet jak dla mnie. Co ja sobie myślałam? Że jeśli prawie obcy mi chłopak powie, że mnie kocha, to mówi prawdę? Nie mówił prawdy ani teraz, ani nigdy. Może ta bajka, o tym, że to Ash zabił jego siostrę, też nigdy nie miała miejsca. Może to on to zrobił. Nie dowiem się tego póki Ashton nie wybudzi się ze śpiączki. Wtedy powiem mu, że wiem.
Nagle rozległo się ciche pukanie do moich drzwi.
-Savannah to ja. Otwórz.
To Jace. Pewnie chce wiedzieć o co chodzi, o ile Harry już mu tego nie powiedział. Jest moim bratem, lecz lepiej by nie wiedział niektórych rzeczy.
-Sav proszę. Czego on chciał?
"Chciał mnie zniszczyć" pomyślałam. Wiedziałam, że nie zdołam go długo utrzymać za drzwiami i wejdzie tutaj chociażby oknem.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Chłopak stał tam ze zmartwioną miną. Takiego Jace'a potrzebowałam przez te wszystkie lata. Troskliwego brata, który jest gdy go potrzebuję.
-Co się stało?
-Nic wielkiego. Dzisiaj powiedział mi, że jestem dla niego cholernie ważna, że nie pozwoli by Hunter coś mi zrobił a chwilę temu stwierdził, że kłamał i nic dla niego nie znaczę-próbowałam zatrzymać łzy zbierające się w moich oczach.
-Savannah-powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
-Czemu nie słuchałam gdy mówili mi, że mam na niego uważać?
-Nic się nie stało.
-Stało się Jace. Od chciał zabić Ashton'a. Ja...ja muszę stąd wyjechać. Jak najdalej.

Harry's POV:
Ostra wymiana zdań z bratem Sav dała mi do myślenia. Po co ja ją tam zabrałem? Po co mówiłem, że mi zależy? Nie zależy! Nie może zależeć! Nie teraz, nie gdy wszystko szło dobrze. Ona nie może tego zniszczyć. Ona tego nie zniszczy...bo ja już to zrobiłem. Nienawidzi mnie, a to przez to, że troszczyłem się tylko o siebie. Nie chciałem skończyć na oddziale zamknięty, ale i tak do tego dojdzie. Ona im powie.





*Jeśli przeczytałeś/aś napisz komentarz*