poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 5

"Gdybym tylko wiedział byłoby znacznie prościej" cały czas słyszałam w głowie te słowa. Wiele razy próbowałam zmienić temat, pytałam Harry'ego o jego rodziców, przyjaciół, zainteresowania, ale on albo nie odpowiadał, albo odpowiadał pytaniem na pytanie.
-Dlaczego to ty jesteś moją terapeutką?-zapytał nagle gdy siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w sufit
-Mój ojciec stwierdził, że iż jesteś mniej więcej w moim wieku, znajdę z tobą język porozumienia.
-I jak wychodzi ci?
-Sam to oceń- odważyłam się w końcu spojrzeć w jego oczy od dawno wlepione w moją twarz
-Jedyną osobą, która znalazła ze mną wspólny język, była moja siostra, ale ona nie żyje...to pewnie już wiesz.
Zdziwiło mnie, że wspomniał o niej. Sądziłam, że mnie a wspomnienia związane z jego rodziną, dzieli gruby, niezniszczalny mur.
-Harry?
-Hmm?
-Powiesz mi jak zginęła?
Szczerze to byłam przygotowana na odmowę, krzyki lub milczenia. Na wszystko tylko nie na to co faktycznie się stało
-Sekret za sekret. Ty powiesz mi coś związanego z tobą, coś czego nikt nie wie a ja zrobię to samo.
-Dobrze. Zacznij
-Dlaczego mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz?
-Zawrzyjmy układ. Jeśli będziemy sobie nawzajem coś przysięgać, dotrzymamy słowa choćby nie wiem co. Dobrze? Żadne z nas pod żadnym względem nie będzie mogło złamać danego słowa
-Zgoda
Harry wyciągnął ku mnie mały palec prawej ręki a ja zrobiłam to samo.
-Przysięgam, że nigdy nie złamie danego ci słowa-powiedział
-Przysięgam, że nigdy nie złamie, danego ci słowa-potworzyłam
Przez chwilę patrzył na mnie bez żadnej wyraźnej emocji na twarzy. Nagle cofnął dłoń i usiadł w tej samej pozycji w której siedział niedawno. Będę musiała powiedzieć mu o sobie coś czego nikt nie wie. Nie może to być nic oklepanego, żadne żałosne wspomnienia. On opowie mi o śmierci siostry a ja mu o tym jak ochlapał mnie samochód? To będzie musiało być naprawdę szczere.
Harry zaciągnął się głośno powietrzem sprowadzając mnie na ziemię.
-Miała na imię Jena. To wszystko wydarzyło się w dzień moich urodzin. Zadzwoniła do mnie, że nie da rady przyjechać. Byłem wściekły. Nie dałem jej nawet nic wytłumaczyć. Wykrzyczałem, że jej nienawidzę i jest najgorszą siostrą na świecie, bo nie może być przy mnie w takim dniu. Moi rodzice wszystko słyszeli. Wybiegłem z domu, musiałem ochłonąć. Gdy wróciłem do domu, zobaczyłem radiowozy, roztrzęsiona matkę, przerażonego ojca. Podszedłem do nich i zapytałem co się stało, mama powiedziała mi, że Jena'a nie żyje. Ojciec wybuchnął, krzyczał, że to ja ją zabiłem, że nie mogłem znieść tego, że jej nie będzie, ale to nie była prawda. Byłem zły, ale nie aż tak by zabić własną siostrę. Normalnie by czegoś takiego nie powiedział, ale słyszał jak krzyczałem na Jena'e przez telefon. Przysięgałem, że nic nie zrobiłem, ale nikt mi nie wierzył, nie mieli podstaw by to robić...po co mieliby wierzyć dzieciakowi, który był nadpobudliwy i siedział kilka lat w poprawczaku? Najgorsze jest to, że ostatnimi słowami jakie ode mnie usłyszała było to, że jej nienawidzę, ale ja kłamałem. Ja ją kocham, tak potwornie ją kocham-powiedział zasłaniając twarz dłońmi.

Słyszałam cichy szloch. Wiedziałam, że robi wszystko by nie pokazywać jak boli go to wszystko. Wstałam i podeszłam do niego. Chwilę zajęło mi wymyślenie sensownego zdania, ale i tak go nie wypowiedziałam. Usiadłam obok niego na miękkiej kanapie i oparłam głowę o jego ramię, które objęłam dłońmi.
-Przepraszam- powiedział wycierając twarz końcem bluzy
-Nie musisz przepraszać za łzy. Wiesz czemu się tutaj przeprowadziłam?
-Przez matkę
-Po części tak
-Co części?
-Kilka lat temu moja mama związała się z Mark'iem. On...on ją bił, mnie też. Mój brat próbował nas chronić, ale w zamian za to też obrywał. Wiele razy razem z Jace'iem namówiliśmy matkę by go zostawiła, ale ona nie chciała tego słuchać. Powtarzała, że Mark jest nam potrzebny...nadal nie wiem po co. Kiedyś gdy wróciłam z Jace'iem do domu, zastaliśmy mamę całą poobijaną, Jace był wściekły, spakował nasze rzeczy i powiedział, że pojedziemy do Nowego Jorku do naszej ciotki. Wszystko byłoby dobrze gdyby moja mama tego chciała
-Bił was a ona chciała wciąż z nim być? Kochała go?
-Nie, nie kochała. Mówiła, że musi z nim być dla naszego bezpieczeństwa, ale jak dla mnie to jak czuliśmy się przy nim niczym nie przypominało bezpieczeństwa.
-Nadal z nim jest?
-Tak. Mieszka z nim sama, nie wiem co u niej. Nienawidzę jej za to, że nie uciekła ze mną i Jace'iem gdy miała okazję, nienawidzę jej za to, że nie mówiła mi prawdy. Nienawidzę też mojego brata, że nie zabrał mnie ze sobą do Stanów, że zostawił mnie z mamą i tym tyranem tutaj.
-Nie mów, że ich nienawidzisz. Mów, że ich kochasz, bo kiedyś będziesz żałowała, że mówiłaś to zbyt rzadko.
-Dziwne...to ja miałam pomóc tobie, a wychodzi na to, że to ty pomagasz mnie.
-Nie możesz pomagać innym, dopóki nie pomożesz sobie

~*~

-Powiedziałaś mu o Mark'u?-zapytała przeraża Dakota gdy siedziałyśmy w moim pokoju.
Ona była jedyną osobą, prócz Harry'ego, która znała prawdę. Z nią zawsze jestem szczera, mówię jej o wszystkim, jednak tym razem nie mogę tego zrobić. Nie powiem tego co usłyszałam od Harry'ego, nie mogę.
-Jaki on jest?
-Kto? Harry?
-Nie Ash...jasne, że Harry
-Był na twojej ostatniej imprezie?
-Naprawdę? Więc pewnie nie jest zbyt przystojny jeśli nie zwróciłam na niego uwagi- zaśmiała się głośno
Dopiero teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać. Był przystojny? Savannah to twój pacjent! Stop!
-Rodzice nie zorientowali się, co zrobiłaś?-zmieniłam temat
-Jasne, że nie. A jeśli już rozmawiamy o imprezach to kiedy przylatuje Jace i twoja mama?
-Za kilka dni. Co oni mają do imprez?
-Nic, ale chciałam zapytać-powiedziała uśmiechnięta-idziesz jutro do pracy?
-Nie, jutro mam wolne. Takie wynagrodzenie za zarwaną niedzielę.
-To świetnie
-Czemu?
-Bo zadzwoniłam po Ashton'a i urządzamy sobie nockę u ciebie
-Dobrze, że powiedziałaś mi o tym tak wcześnie-powiedziałam z sarkazmem
Jak na zawołanie zabrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi a chwilę później Ash stał już w drzewach mojego pokoju
-Cześć dziewczyny-machnął do nas ręką
-Na ogół to dziewczyny urządzają sobie nocne party, chłopaki zazwyczaj nocami grają w gry komputerowe-wyjaśniłam patrząc na przyjaciela
-Ten frajer jest inny- zaśmiała się Dako
-Dzięki-powiedział ze szczyptą złości w głowie i zaczął kierować się z powrotem do wyjścia. Dakota w ostatniej chwili podbiegła do niego i wskoczyła mu na plecy. Oboje zaczęli się śmiać i wygłupiać

~*~

-Dwie dziewczyny w łóżku? Czego chcieć więcej?-zapytał Ash gdy we trójkę leżeliśmy w moim łóżku
-Musimy znaleźć ci dziewczynę, bo zaczynasz traktować własne przyjaciółki jak swoje dziewczyny
-Zgadzam się
-I kto to mówi?-powiedział z oburzeniem-laska, która robi imprezy żeby pobawić się z facetami a i tak żadnego nie ma i druga pracująca w psychiatryku
-A Sav poznała kogoś!-krzyknęła
-Serio? Jak się nazywa?
-Harry Styles, tak Savannah?
-Co? Nie! To tylko mój pacjent.
-Na razie- zaśmiała się przyjaciółka
Nagle nastał moment niekomfortowej ciszy. Co znów im nie pasuje?
-Powinnaś na niego uważać. Nie bez przyczyny skończył z psycholami.
No tak, Ashton jak zwykle sceptycznie patrzył na moją pracę. Tylko dlaczego Dakota nie miała z tym problemu a on tak? Dlaczego mnie przed nim ostrzega?
-Ash?
-Tak?
-Znasz go, prawda?
Patrzenie w jego niebieskie oczy i wyczekiwanie na odpowiedź było katorgą. Moje serce mimo woli zaczęło bić szybciej. Savannah, przecież on go nie zna, nie może go znać, bo niby skąd...prawda?


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Proszęęęęęęęęęęęę. Rozdział dłuższy niż poprzednie i mam nadzieję, że się Wam podoba :) Jak myślicie, Ashton zna Harry'ego czy nie?
Czytasz=komentuj :) 

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 4

-Powód umieszczenia w placówce...depresja, prześladowanie, spowodowanie samobójstwa-przeczytałam po raz kolejny, chcąc upewnić się czy to wszystko jest prawdą? Harry znęcał się nad innymi, przez niego ktoś popełnił samobójstwo i to ja mam mu pomóc. Dlatego mój ojciec przesłał go do mnie? To pytanie nie dawało mi spokoju. Zebrałam wszystkie kartki z łóżka i zbiegłam na dół. Tata na szczęście jeszcze nie spał
-Dlaczego ja?-zapytałam kładąc przed nim kartotekę Styles'a
-O co chodzi?
-Dlaczego przysłałeś go do mnie?
-Jest mniej więcej w twoim wieku, myślałem, że przed tobą się otworzy. Przynajmniej spróbuj.
Kłótnia z nim nie miałaby żadnego sensu. Właściwie nie miałam nic przeciwko współpracy z Harry'm, gorsze było to, że teraz wiem z kim mam do czynienia. Do tej pory pracowałam z ludźmi, którzy mieli schizofrenię lub ostrą depresje, ale przestępca?
-Tato? Czy on był w...
-W wieku 15 lat trafił do poprawczaka. Wyszedł po dwóch latach. Przez rok był spokój a później zginęła jego siostra Jena. Wszyscy sądzili, że to on ją zabił, jednak wszystko wykluczało tę możliwości. Sprawcy nigdy nie odnaleziono. Od tamtej pory Harry zaczął prześladować ludzi, groził im. Lekarze stwierdzili, że to stan depresyjny więc nie wsadzili go do wiezienia. Chodziło do psychologa by pogodzić siebie ze śmiercią siostry, ale pewnego dnia coś się zmieniło. Był jak kamień, mówił coraz mniej, zupełnie jakby ulatywało z niego życie. Lekarze i jego matka myśleli, że ma jakieś problemy i faktycznie je miał. Któregoś razu powiedział swojemu terapeucie, że znalazł zabójców jego siostry i ma zamiar się ich pozbyć. Wtedy przysłali go do nas. Długo zastanawialiśmy się czy zamknąć go tutaj czy jednak nie. Jego matka obiecała, że będzie nad nim panować, że Harry będzie chodził na terapie więc jej zaufaliśmy. Sądzisz, że zrobiliśmy źle?
Stałam z otwartą buzią, nie widząc co powiedzieć. W głowie huczało mi od natłoku myśli. Pomogę mu. Zrobię wszystko co tylko będę w stanie zrobić by mu pomóc. To moja praca a po usłyszeniu jego historii nie mam serca tego nie zrobić
-Savannah
-Hmm
-Myślisz, że zrobiliśmy źle nie zamykając go?
-Nie. To była słuszna decyzja- powiedziałam zabierając kartki ze stołu.
Skierowałam się w stronę schodów i nadal oszołomiona poszłam do swojego pokoju. Wizja tego chłopaka, który jeszcze niedawno stała przede mną, mówiącego psychologowi, że zabije zabójców jego siostry przeraża mnie niemiłosiernie. Może praca w psychiatryku to nie dla mnie? Czemu inni terapeuci nie boją się swoich pacjentów a ja tak? Muszę się przespać, może rano będzie mi łatwiej myśleć.

~*~

-Savannah wstawaj-usłyszałam cichy głos taty-jest już południe. Za godzinę zaczynasz prace
Świetnie. Wyjście na imprezę nie było najlepszym pomysłem tym bardziej, że dziś również mam pracę. Dobrze, że przynajmniej nie piłam za dużo i zdążyłam wytrzeźwieć.
Zwlekłam się z łóżka i potykając się o własne nogi poszłam do łazienki. Spędziłam tam dobre 20 minut, doprowadzając się do ładu. Wrzuciłam do torebki teczkę Harry'ego i zeszłam na dół. Mój ojciec siedział przy stole pijąc kawę. Obok stała miska naszych ukochanych płatków czekoladowych. Miałam 20 lat a tata nadal budził mnie do pracy i robił mi śniadanie. Pewnie chcę wynagrodzić mi te wszystkie lata gdy nie było go przy mnie, a może tak zachowują się prawdziwi rodzice niepragnący wykorzystywać pasji córki do własnych celów? Któraś z tych hipotez na pewno jest słuszna.

~*~

-Dzień dobry Wilson-powiedziałam z uśmiechem gdy tylko stanęłam przy recepcji
-Witaj Savannah. Panie Heard, dzwoniła do pana panna Walter i prosiła o telefon-skierował się do mojego ojca.
Dziwnie się czułam gdy on mówił do niego na pan, chodź mój ojciec był od niego młodszy a ja do wszystkich naokoło mówiłam po imieniu, ale chyba nie mają mi tego za złe.
-Panienko Heard, ma panienka pacjenta, który czeka w gabinecie-powiedział do mnie formalnie po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
Wilson był naprawdę bardzo miłym starszym panem. Był jedyną osobą z którą mogłam się tu pośmiać.
Skierowałam się do swojego gabinetu a kiedy otworzyłam drzwi przypomniał mi się wczorajszy wieczór i Harry centymetry od mojego ciała. Muszę o tym zapomnieć. Przynajmniej teraz.
-Cześć-przywitałam się wystawiając do niego rękę, lecz on ani myślał zareagować. Siedział i tępo wpatrywał się we mnie. Świadomość tego co siedziało w jego głowie trochę mnie przerażało.
-Kim był tamten chłopak który cię wczoraj pocałował?-zapytał zanim zdążyłam otworzyć usta.
Ktoś mnie wczoraj całował? A tak, Ashton, wtedy pod moim domem.
-To mój kolega.
Chwila, skąd on o tym wie? Spotkałam go przecież w domu Dakoty a Ash pocałował mnie pod moim domem. "Powód umieszczenia w placówce: depresja, PRZEŚLADOWANIE..." przypomniałam sobie w myślach zawartość kartek i moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić. Jeśli widział mnie z Emerson'em o wie gdzie mieszkam.
-Co robiłaś na tamtej imprezie?
Czemu on mnie przesłuchuje? Postanowiłam jednak odpowiadać na jego pytania.
-Dakota to moja przyjaciółka. To chyba ja powinnam była o to zapytać
-Moi znajomi tam byli.
-Moglibyśmy porozmawiać o twoim dzieciństwie?-zapytałam zmieniając temat
-Nie-odpowiedział ostro
Nagle nastała cisza a ja zaczęłam zastanawiać się o czym powinniśmy rozmawiać
-Co tańczyłaś?-usłyszałam nagle
-Słucham?
-Byłaś tancerką, prawda? Co tańczyłaś?
-A tak. Tańczyłam głównie taniec towarzyski, nowoczesny i próbowałam baletu.
-Nauczysz mnie?
-Baletu?-uśmiechnęłam się sprawiając, że on zrobił to samo
-Chodziło mi raczej o taniec towarzyski. Moja matka za kilka miesięcy po raz drugi wychodzi za mąż i nie chcę być jedyną osobą, którą nie będzie umiała tańczyć. Więc?
-Możemy spróbować
Wstałam z fotela i podeszłam do starego gramofonu, który wszystkim wydawał się być tylko dekoracją. Włączyłam moją ulubioną płytę i podeszłam do Harry'ego. Chwilę stałam przed nim lustrując jego twarz. Chwyciłam jego prawą rękę i położyłam sobie na tali, drugą zaś podniosłam nieco do góry.
-Prawa noga do przodu- szepnęłam robiąc krok wstecz-teraz w bok
Oprócz tego, że kilka razy stanął na moje niewielkie stopy, to nie szło mu najgorzej. Sądzę, że da radę nauczyć się jeszcze wielu kroków do ślubu swojej mamy
-Chcesz coś do picia?-zapytałam kiedy skończyliśmy naszą krótką lekcję tańca
-Nie
Sama nalałam sobie soku do szklanki i usiadłam.
-Jak ty tu wytrzymujesz? Jestem pewien, że przebywając tutaj oszaleję jeszcze bardziej.
-Czemu tak właściwie tutaj jesteś?
-Ludzie próbowali wmówić mi to kim jestem, nie mając o mnie zielonego pojęcia
-A kim jesteś?
Chłopak pochylił się lekko do przodu, opierając łokcie na kolanach
-Gdybym tylko wiedział, byłoby znacznie prościej. Wiem tylko, że nie jestem szaleńcem.-szepnął


-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że teraz rozdziały mogę być nieco nudne, ale niedługo akcja się rozkręci :) Komentujcie, komentujcie. Niech każdy kto to przeczytał wyrazi zdanie pod postem...to dla mnie ważne.
PS. Postanowiłam zrobić nowy szablon (ten jest fajny, ale komentarze są mało widoczne)

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 3


Stałam pośrodku sali wpatrzona w oddalającą się postać. Dopiero po chwili dotarło do mnie to wszystko. Harry. Był tutaj. Rozmawiał. Nie wiem jeszcze do końca co mnie w nim przeraża. tajemniczość, kamienny wyraz twarzy a może te jego pełne mroku oczy? No właśnie, jego oczy. Pierwszy raz w swoim życiu takie widziała.
-Savannah wszystko ok?-doszedł mnie głos Dokoty
-W jak najlepszym-odpowiedziałam pełnym nieszczerości zdaniem
Nadal czułam zapach nikotyn, perfum i z całą pewnością leków, które niszczą jego organizm. Wyraz jego twarzy gdy wypowiadał słowa: "Teraz to tobie odebrało mowę?" nadal siedzi w mojej głowie.

~*~

Przez resztę imprezy nie zobaczyłam już Harry'ego. Dakota gdzieś zniknęła a ja próbowałam dobrze bawić się z Ashton'em. Mimo, że Ash był moim przyjacielem to właśnie z Dako bawiłam się najlepiej. Wydarzenie sprzed godziny, zmęczenie po pracy i brak przyjaciółki u boku dawał się we znaki.
-Ashton, idę do domu-krzyknęłam chcąc przekrzyczeć muzykę.
Odpowiedział coś, lecz ja nie usłyszałam ani słowa. Nie chciałam męczyć jego pijanego organizmu prośbą o ponowne powtarzanie mi swoich słów więc po prostu wyszłam. Gdy zobaczyłam, że podażą za mną zrozumiałam, że słowa, które do mnie wypowiedział brzmiały "oprowadzę cię". Oboje wyszliśmy na zimne, wieczorne powietrze i skierowaliśmy się w uliczkę wiodąca do mojego domu. Najkrótszym rozwiązaniem był marsz przez park. Tędy chodziłam do szpitala. Często spotykałam tutaj ludzi z którymi nie chciałabym stanąć oko w oko. Teraz to miejsce jest jeszcze bardziej przerażające. Niespokojny wiatr rozbudza gałęzie, przez które nawet obecność Ash'a nie pozwała uspokoić moich obaw.
-Ash?
-Tak?-odpowiedział głosem w którym można było wyczuć alkohol
-Czemu jesteś przeciwny mojej pracy w szpitalu?-wiedziałam, że po pijaku powie mi całą prawdę
-Boję się o ciebie. Nie chcę, żeby jakiś czub ci coś zrobił
-Nic mi nie zrobią. Nie pracuję z tymi, którzy chcą zrobić cokolwiek komukolwiek
-Gdyby tak było nie znaleźliby się w psychiatryku
Wiedziałam, że słowa Ashtona to nic nie warta gadka, bo on nie wie nic o tamtych ludziach, ale przede mną pojawił się obraz twarzy Harry'ego. Co sprawiło, że tutaj trafił? Chciał komuś coś zrobić? Zrobił coś komuś? Pewnie nie. Gdyby tak było zamknęliby go na stałe a nie posyłali na 'codzienne wizyty w szpitalu psychiatrycznym'. Tutaj chodzi o coś więcej...znacznie więcej. Ja muszę tylko dowiedzieć się o co. Wiem, że moja reguła mówi, iż to pacjent powinien mi powiedzieć, ale teraz...muszę nagiąć nieco zasady.
-Savannah?-usłyszałam głos Ashtona i powróciłam do rzeczywistości.
Staliśmy pod moim domem a ja nawet tego nie spostrzegłam. Czas zacząć odgradzać pracę od życia prywatnego.
-Trafisz sam do domu?-zapytałam
-Pewnie- zaśmiał się pochodząc do mnie i dając mi całusa w policzek
-Do zobaczenia -powiedziałam i weszłam do domu.
W przedpokoju panował mrok. Jedyną poświatę dawała lampka w pokoju obok. Ojciec siedział na kanapie w salonie czytając gazetę a ja miałam ochotę jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju
-Cześć tato-rzuciłam i skierowałam się w stronę schodów
-Savannah chodź na chwilę-zatrzymał mnie jego krzyk
Podeszłam do niego i usiadłam na oparciu jego czarnego, miękkiego fotela
-Niedługo przyjedzie twoja matka i brat
-Po co? -zapytałam oschle
Byli moją rodziną-fakt, ale tak naprawdę mało mnie z nimi łączyło. Mój brat pragnąc spełniać marzenia wyjechał kilka lat temu za ocean, zostawiając mnie w szponach okrutnej matki. Oboje mieli gdzieś moje uczucia. Nie chcę by przyjeżdżali, nie chcę by na nowo zawitali w moim sercu a później po raz kolejny odeszli zostawiając krwawiącą ranę. Nie chcę słuchać tego jak bardzo tęsknili i wiedzieć, że to wszystko jest kłamstwem. Chcę by zostali tam gdzie są...tak będzie lepiej dla wszystkich.

~*~

Siedziałam na łóżku czytając papiery Harry'ego. Cały alkohol wyparował z mojego organizmu gdy czytałam zdanie po zdaniu. To co było tam napisane nie mieściło się w głowie. On ma dopiero lekko ponad 20 lat a przeżył już tak wiele.
"Harry Edward Styles lat 22 rodzinne miasto Holmes Chapel. Oskarżony o spowodowanie śmierci swojej siostry- Jane'y Styles. Uniewinniony. Skierowany do szpitala dla psychicznie chorych dnia 24.10.2015 roku przez doktora Harolda Claflina....". Ostatnie zdanie, wyjaśnienie całego moje mętliku, ścisnęło moje gardło i za nic w świecie nie chciało puścić.
-Powód umieszczenia w placówce...-szepnęłam zakrywając usta dłonią
Kim był? Kogo znał? Co zrobił, że nadal jest na wolności?



--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że krótki, ale lepszy chyba taki niż żaden prawda? :)  Podoba się Wam nowy szablon? Zrobiła go autorka tego bloga
Nie wiem czy przy nim pozostanę, bo jest chyba zbyt ciemny, ale na razie będzie ten :)
Chciałabym Was przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału...powód? Szkoła, brak telefonu i weny, ale już wszystko jest ok i teraz postaram się pisać regularnie :D

Komentujcie