sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 12

Stałam jak wryta a słowa Dakoty dopiero zaczęły do mnie docierać. Jest w ciąży. Spojrzałam na Harry'ego, którego mina mówiła wszystko, i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Dako...
-Wyjadę do Stanów. Nie teraz, ale jak zacznie już widać. Moi rodzice nie mogą się dowiedzieć. Oddam je, albo usunę jeszcze przed powrotem rodziców. Oni mnie zabiją-powiedziała i rykła płaczem.
Teraz nie powiem jej o Ashtonie. Nie mogę. Muszę jej pomóc jak najbardziej potrafię.
-Harry zawieziesz nas do mnie?-zapytałam
Harry tylko lekko pokiwał głową patrząc na mnie.
-Nie, nie trzeba. Byliście na randce a ja wszystko zasupłam
-Nie zepsułaś. Idź po parę rzeczy i jedziemy.
Dakota wbiegła po schodach na górę. Zbyt wiele jak na jeden dzień. Powrót Hunter'a, Ashton okazuje się być przeciwko nam a Dakota ...Dakota jest w ciąży.

***

-Dziękuje-powiedziałam do Harry'ego gdy Dako weszła już do mojego domu.
-Nie ma sprawy. Co teraz zrobicie?
-Dakota za nic w świecie nie powie rodzicom. Wyjedzie, urodzi i wróci...bez dziecka.
-Uważasz, że tak będzie dobrze?
-Nie, ale to nie ja jestem w ciąży. Jeśli ona coś postanowi będę ją wspierać mimo wszystko.
-Powiedziałbym, że to był miły wieczór, ale byłoby to chyba nie na miejscu- zaśmiał się speszony drapiąc po karku-Może kiedyś pójdziemy na prawdziwą randkę a nie taką udawaną?
-Może-powiedziałam z uśmiechem
Pochyliłam się by pocałować go w policzek, ale on w ostatniej chwili odwrócił twarz i złączył nasze usta. Cwane posunięcie. Czułam jego dłoń na swoim policzku i loki łaskoczące czoło.
-Przepraszam-szepnął opierając swoje czoło o moje
-Pójdę już-powiedziałam wychodząc z auta.
Właśnie go pocałowałam. Jestem pewna, że jeśli mój ojciec albo brat to widzieli to mam ostro przerąbane. Normalnie, możliwe, że by się cieszyli, ale nie teraz.
-Gdzie Dakota?-zapytałam Jace'a
-U ciebie. Co się jej stało?
-Jest w ciąży, ale nie mów ojcu a najlepiej nikomu. Chce wyjechać do Stanów, tam urodzić i je oddać-szepnęłam
Nie czekałam na jego odpowiedź tylko od razu pobiegłam na górę. Moja przyjaciółka siedziała skulona na łóżku. W oczach miała łzy.
-Dakota-powiedziałam cicho, siadając obok
-Jaka ja jestem głupia!
-Nie jesteś głupia. Kim jest ojciec?
-Ten koleś z imprezy. Hunter.
Nie. Nie. Nie! Hunter zrobił dziecko mojej najlepszej przyjaciółce. A może to nie on, może to tylko zbieżność imion. Wybiegłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Devoux.
-Jednak dzwonisz.
-Kiedy przyleciałeś do Anglii?
-Jakiś miesiąc temu, a bo co?
-Zrobiłeś bydlaku dziecko mojej przyjaciółce. Dakota Bilson, kojarzysz?
-Dakota? Pamiętam. Chyba nie uważasz mnie za winnego. To ty jej o mnie nie powiedziałaś.
-Bez tej informacji była bezpieczniejsza.
-Ciekawe czy ktoś jest teraz z nią w twoim pokoju.
Mój oddech przyspieszył. Śledzi nas?
-A ten Harry, powinnaś strzec się takich osób.
-Odwal się od wszystkich których kocham!-wrzasnęłam
-"kocham"?
Harry, chodzi mu o Harry'ego. Jasne, że go nie kocham. Na pewno nie.
-Zostaw wszystkich na których mi zależy-szepnęłam i się rozłączyłam.
Odłożyłam komórkę na szafkę i zjechałam na ziemię oparta o drzwi. Zniszczył życie mi, teraz Dakocie. Nie pozwolę by zrobił to komuś jeszcze. Nagle w głowie zahuczały mi słowa Harry'ego: "Czuję, że to ty będziesz moją pierwszą ofiarą". Nie może tego zrobić. Po prostu nie może

***

-Dakota muszę ci coś powiedzieć-szepnęłam gdy leżała z głową na moich kolanach
-Co?-zapytałam siadając prosto
-Ja...ja znam Hunter'a.
Nie musiała nic mówić. Jej twarz wyrażała wszystko...zdziwienia, rozpacz, złość.
-Byliśmy razem jeszcze gdy mieszkałam w Paryżu. Był dla mnie wszystkim a później mnie zdradził. Wiedział, że jestem mu w stanie wybaczyć wszystko, ale nie to. Dowiedziałam się tego od jego siostry, która przyjechała do Francji na wakacje. Odeszłam od niego, ale mścił się na mnie. Gdy przyjechałam tutaj miałam nadzieję, że uwolnię się również od niego...pomyliłam się. Był w tym domu i gdyby nie Harry, nie wiem co by się stało. Nie mówiłam ci tego, bo chciałam cię chronić. W tamtym czasie wszyscy na kim mi zależało odeszli. Mama, Jace, Hunter. Nie chciałam zostać sama. On zna ludzi, którzy bez żadnych zahamowań mogą nas skrzywdzić, więc obiecaj mi, nie będziesz go szukać.
-Po co miałabym szukać kogoś kto chce mnie zranić?
-To dobrze-wysiliłam się na uśmiech-prześpij się trochę

***

-Co z nią?-zapytał Jace
-Zasnęła. Powiedziałam jej o Hunterze.
-Wszystko?-wytrzeszczył oczy
-To co powinna wiedzieć.
Siadłam obok niego na kanapie i upiłam łyk jego kawy. Nie wiem co teraz będzie. Dakota, Jace, Harry, Hunter, Ashton, ja. Widziałam, że ten rok będzie inny, ale myślałam, że w pozytywnym sensie.
-Zaczniesz jeszcze kiedyś tańczyć?
-Nie. Raczej nie.
-Dlaczego? Przecież to była twoja pasja, tak mi się wydaje.
-Tak, ale gdy tańczę widzę mamę, słyszę jej głos, który mówi, że mam się bardziej starać. Czasami mam tego wszystkiego dosyć. Chciałabym żebyśmy wszyscy żyli razem. Ja, ty, mama i ojciec. Normalnie, jak rodzina. Żeby żadne z nas nie było osobno. Żebyś ty nie był w Stanach, mama we Francji, ja w domu a tata z szpitalu. Chciałabym cofnąć czas do momentu gdy rodzice się kochali-powiedziałam a z moich oczu polały się łzy
-Savannah wiesz, że tak musiało być-szepnął przygarniając mnie do siebie-Żadne z nas nie może cofnąć czasu, nie tylko ty tego chcesz. Nie masz nawet pojęcia jak mi was wszystkich brakowało.
-Savannah!-usłyszałam przerażony krzyk Dakoty
Oboje z Jace'em rezwaliśmy się z sofy i pobieglisy na górę. Dako siedziała na łóżku z telefonem w ręku
-Co się stało?!
-Ashton...jest w szpitalu. Ktoś go otruł, jest w śpiączce i nie wiadomo czy przeżyje.
-Co?! Czym go otruli?
-Atropiną
To niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Atropiny nie dostaje się od tak w aptece. Jedynym miejscem w tym mieście gdzie jest ona legalnie jest...szpital psychiatryczny mojego ojca.





wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 11

-Harry, możemy porozmawiać?-zapytałam
-Jasne-zgodził się i oboje wyszliśmy przed dom.
Usiedliśmy ma schodach wiodących do drzwi. Wpatrywałam się pytająco w Styles'a.
-Chcesz wiedzieć po co tu przyszedłem i jak odciągnąłem stąd tego kolesia, prawda?
-Mniej więcej
-No więc, przyszedłem tu by zaprosić się na imprezę a co do tego jak mu tam...
-Hunter'a
-Co do Hunter'a, to mam swoje sposoby
-Harry
-Savannah- naśladował mnie-pójdziesz dzisiaj ze mną na imprezę?
Chciałam powiedzieć, że nie, ale nie potrafiłam. Wiem, że przez to co robię zniszczę sobie życie, bo ojciec wyrzuci mnie z pracy. Może wytłumaczę mu to tak, że poszłam z nim, bo był to element terapii. Staram się by Harry komuś zaufał a coś takiego to pierwszy krok. Tak, może uwierzy. Gdyby był totalnym idiotą, to na pewno!
-Ok -powiedziałam przygryzając wewnętrzną stronę mojego policzka.
Zobaczyłam uśmiech na jego twarzy.
-Przyjadę po ciebie o 8 wieczorem, dobrze?
-Tak-wymusiłam w sobie lekki uśmiech i wstałam.
Harry zrobił to samo i zszedł po schodach. Bez słowa ruszył do samochodu na podjeździe. W ostatniej chwili odwrócić się i spojrzał na mnie inaczej niż zwykle. W jego oczach nie było tej czerni, teraz była tylko zieleń. Chłopak wsiadł do auta i odjechał a ja weszłam do domu. Od razu spotkałam się ze wzrokiem Jace'a.
-Co?
-Nic. Tylko zastanawiam się dlaczego TO wypadło z jego kieszeni -powiedział pokazując mi wizytówkę jakiegoś psychiatry w USA-chcesz mi coś powiedzieć?
-Harry jest moim pacjentem.
-Ojciec wie?
-Nie, ale się dowie.
Spojrzałam na zegarek na ścianie. 7:02.
-Wychodzę dzisiaj z nim na imprezę.
Wiedziałam, że nie jest z tego wszystkiego zadowolony, no ale kurwa nie interesował się moim życiem tyle lat a teraz wraca i gra opiekuńczego brata. Ruszyłam do swojego pokoju i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Chciałam zadzwonić do Ashton'a i zapytać czy razem z Dakotą też wpadną, ale on i Harry nie mieli najlepszych kontaktów a poza tym miałam wyjść z Harry'm a nie z nim. Może innym razem.
Otworzyłam szafę i bez namysłu wyciągnęłam moją ulubioną czarną sukienkę do połowy ud i czarne szpilki.
~*~
-Savannah ten koleś przyjechał!-usłyszałam krzyk brata więc zbiegłam na dół.
-Harry -powiedziałam do niego
-Co?
-Ma na imię Harry
Zaczęłam iść w stronę drzwi, ale zatrzymał mnie ojciec. Czas o wszystkim mu powiedzieć.
-Co się dzieje?-zapytał
-Wychodzę na imprezę.
-Powiedz z kim-wtrącił się Jace
-Ze Styles'em
Mój tata nie musiał mówić nic więcej. Wyraz jego twarzy mówił wszystko. Troska, strach, miłość. Powiedziałam, że wszystko wytłumaczę mu gdy wrócę a on się zgodził. Łatwo poszło. Za łatwo. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i otworzyłam od razu wychodząc za zewnątrz. Harry stał tam ubrany cały na czarno. Jego grzywka zaczesana była do góry a usta wykrzywione w uśmiech.
-Hej- powiedziałam a on tylko uśmiechnął się szerzej
-Cześć
~*~
Przepychaliśmy się przez tłum ludzi a ja musiałam uważać by się nie zgubić. Klub do którego zabrał mnie Harry był ogromny. Różnokolorowe światła rozświetlały salę i nadawały ten imprezowy klimat. W pewnym momencie zobaczyłam że Harry jest daleko z przodu. Przyspieszyłam krok a gdy znalazłam się przy nim chwyciłam go za przedramię. Chłopak odwrócił się i posłał mi pytające lecz zadowolone spojrzenie. Uniknęłam jego wzroku i pchnęłam go lekko by szedł dalej. Znaleźliśmy wolny stolik i usiedliśmy.
-Chcesz coś do picia?
-Może Krwawą Marry.
Odszedł zostawiając mnie samą a ja od razu poczułam się dziwnie. Po jakiś pięciu minutach wrócił i postawił mój trunek przede mną. Usiadł naprzeciwko mnie i bezczelnie się do mnie uśmiechał.
-Zatańczymy?-zapytał pochylając się do przodu, przekrzykując muzykę.
Zgodziłam się. Dopiliśmy alkohol i poszliśmy na parkiet. Ostatni raz widziałam Harry'ego w świetle dyskoteki, tuż przy mnie, na imprezie u Dakoty. Stanęliśmy wśród tysiąca innych ludzi i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Od razu porzuciłam uczucie, że nie chcę tu być, gdzieś z tyłu i zaczęłam się świetnie bawić. Zatracona w tańcu straciłam z pola widzenia brązowe loki mojego towarzysza. Poczułem dłonie na tali i myślałam, że to on, ale gdy się odwróciłam ujrzałam twarz Ashtona.
Niespodzianka-to mówiły jego oczy. Pocałowałam go w policzki i wznowiłam taniec u jego boku.
-Gdzie Dakota?!-zapytałam
-W domu! Chciałem ją wyciągnąć, ale nie chciała.
To dziwne. Dako nie chciała iść na imprezę? To nie było normalne. Ash próbował coś do mnie powiedzieć, ale ja nie usłyszałam ani słowa.
-Możemy pogadać na zewnątrz?!-nachylił się i niemal krzyknął mi do ucha.
Potrząsnęłam głową i zwrócił się za nim w stronę tylnego wyjścia. W tamtym momencie całkiem zapomniałam o Harry'm. Przeszliśmy korytarz a przyjaciel wypuścił mnie pierwszą. Wyszłam na obskurne tyłu lokalu i obejrzałam się za siebie. Ash stał za mną z kurtką w ręku.
-O czym chciałeś pogadać?
-Dakota powiedziała ci o wszystkim-stwierdził oschle
-Tak, ale nadal uważam, że to ty powinieneś był  to zrobić.
-Przyznać się do tego, że byłem kryminalistą?
-Jesteśmy przyjaciółmi
Jego głowa powoli zaczęła się kołysać. Dla niego nie jesteśmy przyjaciółmi? To kim kurwa?!
-On wiele przed tobą ukrywa, skarbie-odwróciłam się i zobaczyłam ciemną sylwetkę Hunter'a kilka metrów ode mnie. Nie. To nie jest prawda. Ash nie może być po jego stronie.
-Twój kolega cię już nie uratuję.
Harry, na właśnie, gdzie on jest? Hunter wolnym krokiem zaczął iść w moją stronę a ja spojrzałam na wysokiego chłopaka za mną.
-Ashton-wyszeptałam błagalnie
Widział, że coś w nim walczy, ale wiedziałam, że ta dobra strona nie wygra. Nie zrobił nic prócz tego, że odwrócił się i wszedł z powrotem do budynku. A więc zostaliśmy sami.
-Nie możesz dać mi spokoju?
-Odeszłaś
-Bo mnie zdradziłeś. Kochałam cię a ty potraktowałeś mnie jak szmatę! Nie mówiłeś mi o niczym! O gangu, o wyścigach, o niczym!-wrzasnęłam
-Nadal mnie kochasz-stwierdził
-Nie. Już nie.
-Jeszcze będziesz błagać być ci pomógł. Skończysz jak ten twój laluś, w psychiatryku, przywiązana do łóżka.
-Powtórz-odezwał się znajomy mi głos
Z ciemności wyszedł Harry. Podszedł do mnie i schował mnie za sobą.
-Słyszałeś, psycholu. Czemu cię jeszcze nie zamknęli?
-Bo jeszcze nikogo nie zabiłem. Jeszcze.
Te słowa przeraziły mnie doszczętnie. Co to miało znaczyć? Co było w głowie Harry'ego gdy to mówił?
-I coś czuję, że to ty będziesz moją pierwszą ofiarą.
-Harry-szepnęłam ciągnąc go za kurtkę.
Odwrócił się i spojrzał na mnie. Mimo, że był o wiele wyższy nie sprawiło mi kłopotu spojrzenie w jego oczy. Furia. To już nie była złość czy wściekłość. To była istna furia.

-Idziemy stąd-powiedziałam
-Zabiję go-szepnął
-Nie.
-Słuchaj jej-Hunter się zaśmiał i od razu tego pożałował. Harry obrócił się i z impetem uderzył go w twarz. Devoux upadł na ziemię trzymając się za nos.
-Smaż się w piekle!-krzyknął
-Już tam jestem-odpowiedział Harry i chwycił mnie za dłoń ciągnąc do samochodu.
~*~
-Zawieź mnie do Dakoty- poprosiłam kiedy siedzieliśmy w jego aucie
-Nie
-Harry, proszę. Muszę powiedzieć jej o Ashtonie. Ona nic nie wie-spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem
-Dobrze
Podałam mu adres i już po chwili staliśmy pod domem Bilson. Podeszliśmy do drzwi a ja zapukałam.Nie minęła nawet minuta kiedy Dako otworzyła drzwi. Przeraziłam się na jej widok. Podkrążone i zapłakane oczy, potargane włosy i dresy. Co się do cholery stało?
-Dakota co się stało.
-Wejdźcie-powiedziała szerzej otwierając drzwi 
Weszliśmy do salonu. Szklanka rozwalona na podłodze, rozerwana poduszka. Jej rodzice są w delegacji a ją ktoś napadł.
-Napadli cię? Kto to zrobił?-zapytał Harry
-Nie napadli, ja to zrobiłam
-Co? Czemu?
Dziewczyna o razu rykła płaczem a ja podeszłam do niej i przytuliłam ją do siebie.
-Dakota co się stało?-cisza-Dakota błagam
-Ja...ja...ja jestem w ciąży. 



--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział chyba najdłuższy jak dotychczas więc liczę na największą liczbę komentarzy :) Trochę się tam u nich pokomplikowało, prawda?




niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 10

-Harry mój tata wie kiedy kłamię. Nie uwierzy, że byłam na noc u chłopaka, z którym się nie umawiam, ani który nie jest moim przyjacielem.
Zobaczyłam smutek w jego oczach. Zupełnie jakby zabolała go wieść o tym, że moje kłamstwo się nie uda lub to, że nie uważam go za swojego przyjaciela.
-Więc wyjdźmy gdzieś razem. Powiedz mu, że się spotykamy czy coś.
-Żartujesz? On oszaleje jak się dowie, przecież...
-Przecież jestem psychopatą. To chciałaś powiedzieć, tak?
-Nie. Chciałam powiedzieć, że przecież jesteś moim pacjentem.
-Savannah proszę, pomóż mi-powiedział błagalnie.
Jego głos wypełniony był bezradnością. Obiecałam do cholery, że mu pomogę.
-Dobrze-szepnęłam
Czułam się tak jakbym była niewolnicą i musiałabym robić i mówić to co mi karzą.
-Ale obiecaj mi coś- zażądałam -Skończysz z szukaniem zabójców swojej siostry. Będziesz trzymał się z dala od problemów.
-Dlaczego nie możesz po prostu robić tego o co proszę. Chcesz o mnie dbać. Czemu?
-To moja praca. Chcę ci pomóc i wystarczy, że dasz mi to zrobić. Teraz albo nigdy, Harry -tak naprawdę praca nie spełniała teraz żadnej roli.
-Powiem teraz coś co już kiedyś mówiłem-wstał z kanapy, podszedł do mnie i nachylił się nade mną -nie pomożesz innym, kiedy sama potrzebujesz ratunku, kochanie. Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Ja pomogę tobie a ty mnie-i wyszedł.
Słowa, które niemal wysyczał do mojego ucha, nadal odbijały się echem w mojej głowie. "Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje...kochanie".
~*~
Wyciągnęłam z kieszeni klucze by otworzyć drzwi. Ojciec jak zwykle musiał zostać dłużej w pracy.
Wsunęłam srebrny klucz do zamka a moje serce niemal przestało bić. Otwarte. Jace obiecał, że zadzwoni jak będzie wracał. Może nie zamknął drzwi. Nie wiem czemu, ale pomyślałam o ludziach, o których mówił Harry. Szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Powoli weszłam do domu i odłożyłam torebkę na małą szafkę w korytarzu
-Jace? Wróciłeś?
Weszłam do kuchni, ale nie było w niej nikogo. Mój oddech przyspieszył.
-Jace!-krzyknęłam
-Witaj Savannah

Stanęłam jak wryta i powoli się odwróciłam. Hunter stał naprzeciw mnie. Nic się nie zmienił. Ten sam chory uśmiech. Ten sam przerażający wzrok.
-Co ty tutaj robisz?
-Przyleciałem do Anglii do siostry i pomyślałem, że wpadnę.
-Jak dowiedziałeś się gdzie mieszkam?
-Internet wie wszystko, kochanie -powiedział i ruszył w moją stronę
-Nie mów tak do mnie i wynoś się!
-Oj Savannah nic się nie zmieniłaś. Paryż bez ciebie jest mniej kolorowy więc pomyślałem, że będziesz chciała ze mną wracać.
-Nigdy nie wrócę do Francji.
-Nie przesadzaj, skarbie-zrobił kolejny krok w moją stronę. Ja zrobiłam to samo w odsuwając się. Wpadłam na komodę i wiedziałam, że teraz nie mam już żadnej drogi ucieczki.
-Przyznaj, tęskniłaś za mną.
-Bardziej tęskniłam za śmiercią niż za tobą. Zostaw mnie!-czułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
Hunter położył dłoń na moim policzku i spojrzał na mnie jak wtedy kiedy płakałam. Savannah, to tylko pozory, przypomniałam sobie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie ważne kto był wtedy na zewnątrz, chciałam by wszedł do domu i mi pomógł. Pukanie nie ustawało a oczy Hunter'a robiły się coraz bardziej wściekłe. W pewnym momencie ruszył do drzwi a ja zostałam w salonie.
-Jest Savannah?-to Harry.
-Nie, nie ma.
-Ty jesteś jej bratem, tak?
-Bratem? Tak, to ja.-słyszałam rozbawienie w jego głosie.
Muszę coś zrobić. Hunter nie może wmówić mu, że mnie nie ma. Gorączkowo zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Wiedziałam, że nie mogę wybiec i po prostu pokazać się Harry'emu. Devoux (czytaj: Dewu) wpadłby w szał i...nie byłoby dobrze. Mój wzrok utkwił na porcelanowym wazonie, który przywiozłam ze sobą z Paryża. Podeszłam do niego i jednym ruchem ręki zrzuciłam go na ziemię. Roztrzaskał się na małe kawałki a ja miałam tylko nadzieję, że chłopaki to uslyszeli.
-Co to?-zapytał Harry
-Pewnie ojciec
-Nieprawda. Wasz ojciec jest w szpitalu. Widziałem go.
Zadziałało.
-Koleś z psychiatryka?
-Ty nie jesteś jej bratem-skutecznie próbował zmienić temat
-Jasne, że jestem
-To dlaczego tu przyjechała? Dlaczego zamieszkała z ojcem.
-Bo bała się
-Kogo?
-Mnie-wiedziałam, że na jego ustach pojawił się uśmiech.
Jedyne co później usłyszałam to krzyk ich obydwu i szybkie kroki w przedpokoju. Wybiegłam z salonu i rzuciłam się Harry'emu na szyję. Nie interesowało mnie to co sobie o tym pomyśli. Teraz to przy nim czułam się bezpiecznie.
-Savannah-szepnął
-Weź go stąd-błagałam
Hunter nie był tym typem człowieka, który przerażał ludzi gdy tylko wchodził do sali, ale ja wiedziałam jaki jest. Rozkochuje w sobie dziewczynę, zdradza ją, ona odchodzi, zapomina a on wraca i chcę znów ją zniszczyć.
-Nie ma go tutaj
Rozejrzałam się i faktycznie, nie było go tam.
~*~
-Kim on jest?-zapytał kiedy siedzieliśmy w kuchni przy kubku kawy
-Nazywa się Hunter Devoux. Mój były. Jeśli chcesz wiedzieć po co tu przyjechał to nie znam do końca odpowiedzi. Jego siostra mieszka w Manchesterze.
-Boisz się go?
-Nie on...on po prostu mnie skrzywdził i nie chcę go znać.
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Savannah?- głos Jace
Zarwałam się z krzesła i wybiegłam na korytarz
-Jace- powiedziałam i przytuliłam się do brata
-Co się stało?
-Hunter...był tutaj
-Co?!-krzyknął-Kto to jest?-zapytał gdy zobaczył Harry'ego.
-To jest Harry. Ten o którym ci mówiłam. Pomógł mi.
-Jak sprawiłeś, że zostawił Savannah w spokoju?-zwrócił się do Styles'a
-Najwidoczniej boi się wyższych od siebie-zażartował, ale ja wiedziałam, że to nie o to chodzi. Hunter łatwo nie odpuszcza. Muszę dowiedzieć się co Harry mu powiedział.


 ----------------------------------------------------------------------------------------------------
 Długo zastanawiałam się nad postacią Hunter'a, ale chyba dobrze wybrałam. Nie tylko ze względu na imię (naprawdę też ma na imię Hunter), ale ze względu, że nie wygląda jak psychopata, ale ma pewne tajemnice :)
Komentujcie, komentujcie, komentujcie i piszcie co myślicie o nowym szablonie (tym razem ja robiłam)

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 9


-Miałeś przyjechać za kilka dni-powiedziałam gdy oboje siedzieliśmy na kanapie w salonie
-Dostałem szybciej urlop w pracy. A matka, kiedy przyjedzie?
-Nie wiem.
-Nie chcesz jej widzieć, prawda?
-Ciebie też nie chciałam. Zostawiłeś mnie
-Ale teraz jestem i już cię nie zostawię.
-Przecież niedługo wyjedziesz do LA.
Jace lekko pokręcił głową.
-Nie wracam
-Ale powiedziałeś...
-Nie dali mi urlopu. Wywalili mnie. Nic mnie tam teraz nie trzyma.
-Zamieszkasz z nami?
-Jeśli ojciec się zgodzi
-Na pewno się zgodzi, ale czemu cię wyrzucili?
-Robili selekcję i byli lepsi ode mnie. Opowiadaj co u ciebie. Masz kogoś? U kogo byłaś? Pracujesz gdzieś?
Tych pytań bałam się najbardziej. Mam mu to tak wszystko zwyczajnie powiedzieć? Co jeśli będzie zachowywał się jak Ashton? Pomyśli, że niszczę sobie życie. Patrzyłam w jego wyczekujące odpowiedzi oczy. Wiedział czym zajmuje się nasz tata, ale nie miał zielonego pojęcia o mnie.
-Ja nie mam nikogo. Umm pracuje z tatą w...
-Pracujesz z nim w szpitalu?-zapytał przestraszony wstając gwałtownie
-Tak, ale dopiero zaczynam więc mam tylko zajęcia z ludźmi z depresją. Oni nic mi nie zrobią. Jak dzwoniłeś to byłam...u znajomego.
-Przyjaciel?
-Znajomy
Nie miałam odwagi powiedzieć mu, że Harry jest moim pacjentem. Musiałabym opowiedzieć jak się u niego znalazłam. Dowiedziałby się o morderstwie i o tym wszystkim. On ma to swoje pisanie a ja mam zakład psychiatryczny. Świetnie, co?
-Tańczysz jeszcze?-zapytał nagle
Ze zdziwieniem podniosłam na niego wzrok. To było ostatnie pytanie jakie spodziewałam się usłyszeć. Przestałam tańczyć gdy jeszcze razem mieszkaliśmy. Może myśli, że do tego wróciłam? On zawsze tego chciał. Oczywiście nie tak bardzo jak matka. On chciał bym tańczyła dla przyjemności, a nie zaharowywała się do upadłego, byłe tylko wygrać konkurs.
-Nie. Nie tańczę. Ostatni raz robiłam to...
I właśnie wtedy przypomniał mi się moment w szpitalu gdy uczyłam tańczyć Harry'ego. Wtedy czułam się tak wolna i szczęśliwa. Minęło tyle czasu a ja wciąż pamiętam kroki.
-Kiedy?-zapytał
-Hmm?
-Kiedy ostatni raz tańczyłaś?
-Niedawno. Uczyłam tańczyć mojego p...znajomego
-Tego u którego byłaś?
-Tak.
-Może mógłbym go kiedyś poznać?
-Nie sądzę by to był dobry pomysł.
Znajomi...tak teraz określa się swoich pacjentów? Harry nie był moim znajomym. Nie mógł nim być. Gdyby ktoś ze szpitala dowiedział się, że byłam z nim na jednej imprezie a co gorsza w jego domu, doniósłby mojemu ojcu. Tata wpadłby w szał i z pewnością by mnie wywalił. Tak mi się wydaję. Najgorsze jest to, że policja może dowiedzieć się, że Harry był na plaży gdy zginęła ta dziewczyna. Wtedy ja też będę winna. Ludzie widzieli mnie jak z nim odjeżdżam. Zamkną go na wydziale zamkniętym jeśli znajdą cokolwiek czyniącego z niego sprawcę. To, że tam był, to, że uciekł, to, że trzyma się przy córce dyrektora szpitala. Pomyślą, że robi to by być bezpiecznym. Wtedy nie wytłumaczymy im nic. Harry będzie winny.
~*~
-Jace muszę iść do pracy. Tata wróci za dwie godziny-krzyknęłam z kuchni gdy odczytałam SMS'a z prośbą bym przyszła... "nagła potrzeba" tak to wytłumaczył Wilson
-Ja też wychodzę. Mam tutaj znajomego. Przeprowadził się z Los Angeles. Idziemy do baru.
-Ok. Wiesz gdzie są klucze, prawda? Został je za donicą, bo nie wiem czy tata wziął swoje
-Nie ma sprawy
~*~
Przekroczyłam właśnie mur szpitala i od razu dobiegły mnie znajome krzyki. Ruszyłam pędem do recepcji gdzie dwóch muskularnych mężczyzn ledwo dawało radę trzymać Harry'ego. Dowiedzieli się?
-Co się tutaj dzieje?!-krzyknęłam
Wszystko ustało. Styles przestał się rzucać i spojrzał na mnie.
-Przyszedł i zażądał widzenia z tobą a gdy powiedziałam, że jesteś w domu wpadł w furię-powiedziała kobieta, którą przysięgam, że widziałam pierwszy raz w życiu.
-Paście go-poprosiłam, ale nie dostałam, żadnej odpowiedzi-no puśćcie go!
Ochroniarze wypuścili chłopaka. Na jego ramionach było widać czerwone ślady.
-Harry chodź-Powiedziałam całkiem zmieniając swój ton. Ruszyliśmy do mojego gabinetu. Usiadłam na miękkim czarnym fotelu a Harry na sofie. Obserwował mnie tak samo jak ja obserwowałam go. Po co tu przyszedł?
-Chcę porozmawiać-powiedział
-O czym?
-Chcę przeprosić. Wystraszyłem cię. Obwiniałem o to, że masz faceta chociaż to nie moja sprawa.
-Harry, Jace to mój brat. Jest starszy ode mnie o 5 lat. Mieszkał w LA, ale wyrzucili go z pracy i przyjechał do mnie.
-Przepraszam
-Nic się nie stało- powiedziałam z lekkim uśmiechem- nie mam faceta.
-Zamkną mnie tutaj?
-Nie- odpowiedziałam pewna siebie.
-Obiecujesz, że zrobisz wszystko by mnie nie zamknęli?
-Tak
-Więc kłam.
-Co?
-Policja była dzisiaj u mojej matki. Dzwoniła do mnie, by powiedzieć, że ktoś zabił dziewczynę na plaży. Powiedziała im, że nie wie czy byłem wtedy w domu. U mnie też byli. Powiedziałem, że siedziałem u siebie...z tobą.
-Harry...
-Przyjadą do ciebie. Będą pytać czy to prawda a ty powiesz, że tak, bo przecież w pewnym sensie tak było.
-Harry, oboje byliśmy wtedy na tej imprezie.
-Ja jej nie zabiłem. Jeśli dowiedzą się, że to co mówię jest kłamstwem zamkną mnie a gdy dowiedzą się również, że ty też tam byłaś...poniesiesz konsekwencje. Obiecałaś, że zrobisz wszystko by mi pomóc. Więc pomagaj.
-Będziesz ostrożny?
-Jasne


-------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Niedługo (pewnie długo) będzie nowy szablon na blogu. Teraz spróbuję zrobić go sama więc trochę mi to zajmie.
Wy w tym czasie komentujcie.
PRZECZYTAŁEŚ=SKOMENTUJ  

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 8

-Nie masz prawa mówić o niej w taki sposób, jasne?!-syknął-Ona nie zrobiła nic złego. Po prostu znalazła się w złym miejscu, o złej porze, ze złymi ludźmi.
Stałam przed nim z poważną miną. Nie dam mu myśleć, że się boję. Badałam jego oczy, tak wściekłe i mroczne. W jednej chwieli spostrzegłam tę czerń, którą kiedyś widziałam. Przełknęłam ślinę i próbowałam uspokoić serce. Praca w szpitalu psychiatryczny nie oznacza wcale psychiki ze stali. Nie wiem jak inni, ale ja jej nie mam.
-Dlaczego nie puścisz mnie do domu?-szepnęłam
Harry głośno wciągnął powietrze, zaciskając oczy.
-Przez śmierć Jena'y miałam dużo nieprzyjemności. Gdybyś ty też zginęła, byłoby po mnie. Dakota wie, że jesteś u mnie. Mieliby dowody, że to ja ci coś zrobiłem.
-O czym ty mówisz?
-Oni tu są. Obserwują. Śledzą. I nie spoczną póki nie osiągną tego co chcą.
Kto nas obserwuje? Kto tu jest? Teraz nie bałam się Harry'ego tylko tego co jest w jego głowie.
-Kto nas śledzi?
-Oni. Ci, którzy zabili moją siostrę. Są tutaj. Wrócili.
Nagle nogi pode mną się ugięły.Ostatnie co widziałam, to wystraszony wyraz twarzy Harry'ego.
~*~
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na miękkiej, czarnej kanapie przykryta kocem. Nie byłam w swoim salonie, to było pewne. Tutaj było pełno szarości. Czarno-białe fotografie i stary kominek. Próbowałam się podnieść, lecz narastający ból głowy mi to utrudnił. Przechyliłam się na bok i zobaczyłam go tam. Ubrany na czarno, z burzą loków i ulgą wymalowaną na tworzy.
-Moja głowa-zajęczałam
-Piłaś coś na imprezie?
-Jasne, że tak.
-Chyba coś ci dosypali. Straciłaś przytomność i miałaś rozszerzone źrenice.
-Możesz dać mi wody?-poprosiłam i niemal natychmiast dostałam odpowiedź.
Harry wstał, chwycił szklankę oraz dzbanek z wodą i podszedł do mnie. Usiadł obok na kanapie i podał mi kubek. Podniosłam się lekko i upiłam łyk. Od razu zrobiło mi się lepiej.
-Dziękuje-szepnęłam i znów opadałam na poduszkę
Harry otworzył usta, pewnie by coś mi powiedzieć, ale przerwał mi dźwięk dzwonka mojego telefonu. Nie musiałam nawet prosić, by podał mi telefon. Byłam zaskoczona gdy na ekranie pojawiło się imię "Jace".
-Cześć-powiedziałam
-Hej.
-Dawno nie dzwoniłeś
-Wiem. Byłem zajęty. Praca i takie tam. Jesteś w domu?
-Nie. Czemu pytasz?
-Właśnie jestem na lotnisku i jadę do ciebie i ojca.
-Czemu nie powiedziałeś?-zerwałam się z łóżka i zaczęłam szukać butów-zaraz będę w domu
-Nie musisz się śpieszyć, posiedzę z tatą.
-On jest w pracy. Gdybym nie zdążyła przyjechać to klucze są za donicą.
-Dobrze, siostrzyczko.
-Nie mogę się doczekać aż się zobaczę. Pa
-Do zobaczenie- powiedział i rozłączył się
Nerwowo szukałam swojego drugiego buta gdy spostrzegłam, że znajduje się on w dłoni Harry'ego.
-Harry daj mi go.
-Mogłaś powiedzieć, że maszfaceta
-Co?
-"Dawno nie dzwoniłeś", "Nie mogę doczekać się aż cię zobaczę". Jakie to słodkie.
W jego oczach zobaczyłam odrazę. Miał mi za złe, że nie powiedziałam mu o chłopaku, którego nie mam?
-Harry, to był mój brat. Jace. A teraz oddaj mi buta i bylabym wdzięczna gdybyś odwiózł mnie do domu.
-Nie.
-Nie, co?
-Nie, nie oddam ci buta i nie, nie odwiozę cię, bo zostajesz tutaj.
-Nie chcę być niemiła, ale człowieku, mój brat, którego nie widziałam od lat właśnie do mnie jedzie a ty nie chcesz mnie wypuścić z domu? Muszę tam być przed nim, bo nie zamierzam pomazać mu się w tym stroju. Harry, proszę-powiedziałam niemal błagalnym głosem
Chłopak postawił szpilkę na ziemi i wstał.
-Czekam w aucie-powiedział bez emocjonalnie i wyszedł
~*~
Nie zdążyłam się nawet z nim pożegnać. Odjechał tuż po tym jak wysiadłam z auta.
Wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś stosownego. Znalazłam moją białą ulubioną sukienkę w której nie chodziłam od wieków. Szybko się przebrałam i zbyłam ostry makijaż, zastępując go nieco delikatniejszym. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Zbiegłam na dół, przejrzałam się w lustrze i otworzyłam drzwi. Stał w nich wysoki mężczyzna i zaczesanymi do góry, ciemnymi włosami. Jego uśmiech i oczy, których nigdy nie zapomnę. To był Jace. Z małolata w za dużej bluzie zmienił się w mężczyznę...prawdziwego faceta. Czułam, że do moich oczu napływają łzy. Tak bardzo się zmienił. Nie wiem nawet kiedy rzuciłam mu się na szyję i wybuchałam płaczem.
-Tak strasznie za tobą tęskniłam-szepnęłam mu do ucha
-Ja za tobą też Sav. Zmieniłaś się. Z takiego przebrzydłego dziewuszyska zamieniłaś się w ślicznotkę-zaśmiał się i pocałował mnie w policzek
Uderzyłam go lekko w ramię i oboje weszliśmy do domu. Ja i on. Siostra i brat. Savannah i Jace.





================================================================
Rozdział krótki, ale jest. Teraz mamy wolne więc POSTARAM się pisać częściej choć nie wiem, czy to wyjdzie, bo mam zadane na święta :///Jak Wam się podoba postać Jace'a? Komentujcie :)


środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 7

Jeden wielki, przeraźliwy pisk-to było wtedy słychać. Ludzie wpadli w panikę. Chłopak stojący obok mnie trzymał przy piersi swoją dziewczynę, nie pozwalając jej patrzeć.
-Dakota!-krzyknęłam-Dakota!
-Savannah chodźmy stąd-rozkazał mi jakiś głos za mną
Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. Jego zawsze pewne siebie oczy teraz były przepełnione... strachem. Harry się bał? Czego? Chłopak chwycił mnie za rękę ciągnąc przez tłum. Próbowałam mu się wyrwać, znaleźć Dakote, ale nie dałam rady.
-Dakota!-krzyknęłam przez łzy
-Jej tu nie ma!-Harry odwrócił się do mnie i krzyknął mi prosto w twarz-Widziałem jak wychodzi stąd z jakimś kolesiem
-C...co? Z kim?
-Nie wiem, ale tamta dziewczyna na drzewie na pewno nie jest twoją przyjaciółką.
-Muszę ją znaleźć
-Nic z tego. Tu jest niebezpiecznie-powiedział spokojnie idąc dalej
-Harry puść mnie!
-Chcesz zawisnąć jak tamta?! Próbuje ci pomóc!
-Przecież to ja miałam pomóc tobie-szepnęłam
-Nie zrobisz tego kiedy sama potrzebujesz ratunku
Opieranie się jego silnym ramionom było od początku zdane na klęskę. Dotarliśmy do parking przed domem. Już było słychać skowyt policyjnych syren. Przecież jak oni znajdą tutaj Harry'ego, pomyślą, że to on jest sprawcą tego morderstwa, ale nie jest, prawda?
-Wsiadaj-rozkazał otwierając drzwi czarnego samochodu
-Co?
-Wsiadaj!-krzyknął
Znałam Harry'ego dopiero kilka dni, ale jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Jego szczęka była zaciśnięta, twarz stawała się czerwona, ręce miał złożone w pięść a oczy...w sumie te oczy już widziałam-czarne, przerażające i zimne. Postanowiłam mu się nie sprzeciwiać i powoli weszłam do auta. Harry nigdy nikogo nie zabił, tak? Jego siostra nie zginęła z jego ręki. On chce mi pomoc. Jestem bezpieczna?
-Gdzie jedziemy?-zapytałam cicho kiedy Harry wsiadł do auta, ale spotkałam się z jego milczeniem-Harry?
Widziałam jak zamyka oczy i wciąga powietrze. Odpalił silnik i ruszył w przeciwną drogę od policji, w przeciwną drogę od mojego domu, w przeciwną drogę od miejsca gdzie teraz z pewnością jest Dakota. Wyciągnęłam z torebki telefon i znalazłam numer do przyjaciółki. Jeden sygnał, dwa, trzy...
-Tak?
-Dakota gdzie ty do cholery jesteś?
-Przepraszam, pojechałam do domu a ummm źle się czułam
-Udajmy, że ci wierzę. Zostań tam gdzie jesteś
-Sav co siedziała stało?
-Na plaży zamordowano dziewczynę
-Co?!-krzyknęła do słuchawki-gdzie jesteś?
-Jestem bezpieczna.
-Bezpieczna? Jesteś z nim?
-Dako...
-Jedź do domu. Savannah, proszę. Słyszałaś co mówił Ashton
-Słyszałam dużo innych rzeczy-powiedziałam i rozłączyłam się.
Schowałam komórkę i wpatrywałam się w drogę
-Powiedz mi gdzie jedziemy-szepnęłam-zawieź mnie do domu, proszę.
-Nie mogę
-Dlaczego?
-Twój ojciec jest w domu?
-Nie
-Więc na pewno tam nie pojedziesz
-Dlaczego?
-Tam jest niebezpiecznie
-Co? Przecież to jest mój dom, tam nie ma nic niebezpiecznego no chyba, że ten próg w kuchni.
-Nie zawiozę cię tam
-Mój tata wraca w najlepszym przypadku rano. Gdzie mam być do tej pory?
-Twoja przyjaciółka?
-Jest w domu z tym facetem. Zawieź mnie do Ashton'a
Na dźwięk tego imienia jego dłonie mocniej chwyciły kierownicę.
-Nie-ton jego głosu dał mi jasno do zrozumienia, że nie mam nawet o co prosić.
-Jesteś głodna? Niedaleko jest fajna knajpa.
-Nie Harry, ja chcę do domu. Zawieź mnie do szpitala, do ojca.
-Noc w psychiatryku? Chcesz skończyć jak ja?
-Więc gdzie mam iść? Hmm? Gdzie do jasnej cholery mam iść?!-krzyknęłam uderzając ręką w drzwi.
Po raz pierwszy się tak zachowałam w pobliżu mojego pacjenta.
-Możesz iść do mnie- odpowiedział cicho nawet na mnie nie patrząc
Nie było mowy bym się na to zgodziła. Nie mam prawa rozmawiać ze swoimi pacjentami poza szpitalem a co dopiero iść do nich na noc a poza tym, ja go nie znam. Znaczy, wiem coś o nim, ale ile mi to da? Nie wiem, jak zachowuje się w domu, nie wiem konkretnie dlaczego dostał się do psychiatryka, przecież depresja i spowodowanie samobójstwa nie jest wyjaśnieniem. Tam trafiają ludzie, którzy naprawdę są chorzy.
-Nie. Ja. Chcę. Do. Swojego. Domu
-Ale do niego nie pójdziesz, nie rozumiesz?! 
Zdjęłam szpilki i podkuliłam nogi.
-Twoja mama...
-Nie mieszkam z nią. Ona mnie kontroluje, ale nie mieszkam z nią.
Wiedziałam, że i tak tam pojadę. Nawet gdybym tak bardzo tego nie chciała...pojadę tam.
Przez resztę drogi siedziałam cicho, bo i tak nie było sensu się kłócić. Czy poza szpitalem mam traktować go jak pacjenta?
Zatrzymaliśmy się pod niewielkim domem na spokojnej ulicy. Nie tak wyobrażałam sobie jego mieszkanie.
-Co, nie ma krat w oknach?-powiedział ze śmiechem a ja zdałam sobie sprawę, że powiedziałam tamte słowa na głos.
Powoli wysiadłam z auta i objęłam się rękoma.
-Idziesz? -zapytał stojąc przy drzwiach.
Co ja do jasnej cholery robię?! Gdybym tylko wiedziała gdzie jestem. Powoli ruszyłam w jego stronę i weszłam do środka. Niemal od razu zapaliły się wszystkie światła a ja ujrzałam nowoczesne wnętrze. Mimo, że na ścianach była biała farba, idealne współgrała ona z czarnymi szafkami i szarymi zdjęciami.
-Jesteś głodna?-zapytał
-Nie
-Chcesz obejrzeć jakim film?
-Harry, niedawno widziałam zamordowaną dziewczynę a ty chcesz oglądać film?
-I co teraz? Popadniesz w depresje z powodu kogoś kogo nawet nie znałaś? Ona nie zginęła bez powodu, nikt nie ginie bez powodu.
Odwrócił się i zaczął kierować się w głąb domu.
-A Jena? Jaki był powód jej śmierci? Czym zawiniła?
Oszalałam. Po prostu oszalałam. Jestem sam na sam w domu z kimś takim i mówię takie rzeczy. Oszalałam. Harry momentalnie się zatrzymał. Widziałam jak mięśnie jego pleców napinają się. Albo za chwilę zginę, ale Harry zwyczajnie wyrzuci mnie z domu. Nie musiałam długo czekać gdy się przekonać. Styles odwrócił się i w sekundę znalazł się przy mnie. Przywarł mną do drzwi a ja szykowałam się na cios.
-Nie masz prawa mówić o niej w taki sposób, jasne?!-syknął-Ona nie zrobiła nic złego. Po prostu znalazła się w złym miejscu, o złej porze, ze złymi ludźmi.



---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nr 7 proszę bardzo :D Niech każdy kto przeczyta ten rozdział doda komentarz (to dla mnie serio ważne)

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 6

-Ash?
-Tak?
-Znasz go, prawda?
Patrzenie w jego niebieskie oczy i wyczekiwanie na odpowiedź było katorgą. Moje serce mimo woli zaczęło bić szybciej. Savannah, przecież on go nie zna, nie może go znać, bo niby skąd...prawda.
Na twarz Ashton'a wymalował się smutek. Już miał coś powiedzieć, lecz odwrócił wzrok i spojrzał na Dakote. Myśli, że ona mu pomoże?
-Ashton-szepnęłam
-Znałem jego siostrę.
-Dlaczego miałabym na niego uważać?
-Posłuchaj mnie. Zanim się tutaj przeprowadziłaś byłem kimś innym niż jestem teraz. Wszyscy byliśmy. Znałem Jena'e jeszcze zanim poznałem Dako.
-Byliście razem?-zapytałam
-Pewnie jeszcze byśmy byli gdyby nie zginęła.
-Wiesz kto ją zamordował?
-N...nie, skąd miałbym wiedzieć? T...to pewnie ten jej braciszek, świr z poprawczaka
-Nie mów tak o nim
-Wiecie co? Chyba powinienem już iść.
-Czemu?-oburzyła się Dokota
-P...przepraszam- powiedział i po prostu, jak gdyby nigdy nic wyszedł
-Co mu się stało?-zapytałam
Od dawna nie widziałam go w takim stanie. Jąkał się gdy pytałam o Harry'ego i o to co łączyło go z jego siostrą. Nie mówi prawdy. Ewidentnie coś ukrywa.
-Savannah, bo ty nie do końca wiesz wszystko o jego przeszłości. Zawsze mówiliśmy ci, że mieszka sam, bo przyjechał tutaj by się uczyć, ale prawda jest taka, że rodzice wyrzucili go z domu. Ash nie był dzieciakiem idealnym...
-Przecież nikt nie jest
-Tak ale on...on wdawał się w bójki, brał narkotyki. Nie byliśmy przyjaciółmi, ale w szkole z dnia na dzień widziałam jak się stacza. Gdyby nie Jena...a później ona odeszła i Ash został całkiem sam. Kiedyś gdy wracałam do domu, zobaczyłam go w parku, chodził bez celu, sądzę, że wiedziałam o czym myśli. Podeszłam do niego i tak się poznaliśmy. Wyciągnęłam go z tego gówna i zaczął żyć normalnie, inaczej, lepiej. Później wprowadziłaś się ty, zaprzyjaźniliśmy się i tak zostało. Zrozum, on nie chciał ci tego mówić, bo sam chce o tym zapomnieć. Cały czas obwinia za to Harry'ego, którego ja nigdy nie poznałam, ani nie widziałam. Boi się co ciebie. Nie chce by Styles zrobił ci krzyw...
-Nie zrobi.
-Masz pewność?
-Tak-powiedziałam najpoważniej jak tylko potrafiłam, ale sama nie wiem czy w to wierzę. Fakt, Harry otworzył się przede mną, powiedział o śmierci siostry, ale czy to może być podstawą do tego by sądzić, że mnie nie skrzywdzi?

~*~

-Savannah wstawaj!-usłyszałam krzyk tuż przy moim uchu-Savannah szybko!
Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam przyjaciółkę wiszącą nade mną.
-Która godzina? Co się stało?
-Gdzieś około 23:00 zasnęłaś a Lizz dzwoniła do mnie, że robię wielką imprezę na plaży.
-I co? A tak w ogóle kto jest Lizz?
-Taka jedna, poznałam ją niedawno. Ubieraj się, wychodzimy.
-Chyba oszalałaś.
-Niby czemu? Mamy po 20 lat a ja nie zamierzam marnować młodości na siedzenie w domu.
-Mój tata wrócił?
-Nie, przysłał ci SMS'a, że zostaje w szpitalu na noc.
-Aha i super, że czytasz moje wiadomości.
-Tak wiem-zaśmiała się ciągnąc mnie za rękę bym wstała-no już, wstawaj. Musimy tam być za pół godziny
Nie zamierzałam dalej sprzeciwiać się Dakocie, więc wstałam z łóżka i ruszyłam do szafy, przy której sekundę później była już ona.
-Więc co nakładamy? -zapytałam
-Kiecki-krzyknęła i wyciągnęła z szafy wszystkie sukienki jakie miałam.
-Ja biorę tę! Czemu ty w nich nie chodzisz?
-Nie ma okazji
-Zawsze jest okazja. Nałóż tą
Dakota podała mi czarną sukienkę na jedno ramię. Przyłożyłam ją do swojego ciała i od razu stwierdziłam, że jest o wiele za krótka by nakładać ją na imprezę na której będą pijani faceci, których nawet nie znam.
-Dakota ona jest za...
-Nie przesadzaj.

~*~

-Mówiłam, że będziesz wyglądała świetnie-powiedziała podekscytowana gdy dojechałyśmy.
Miejsce gdzie miało odbyć się to wszystko było cudowne. Wielka willa, ognisko na plaży za domem i z setka ludzi dookoła.
-Wyglądając jak dziwka, wyglądam świetnie? Kupiłam tą sukienkę w zeszłe lato i od tamtego czasu trochę poszłam w górę-powiedziałam rozglądając się dookoła a kiedy się odwróciłam po Bilson nie było ani śladu. Super, przyjaciółka mnie olała.
-Zapowiada się super wieczór-powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę budynku.
Już w ogrodzie zauważyłam, że zabawa trwa w najlepsze. Ludzie tańczący na piasku, pary całujące się przy ognisku i kilka osób wygłupiających się w morzu.
-Chcesz piwo?-usłyszałam na sobą czyjś męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego szatyna, podobnego do mojego brata. W ręku trzymał butelkę nieotwartego alkoholu.
-Jasne-uśmiechnęłam się- Emm nie widziałeś może mojej przyjaciółki? Wysoka, czarne włosy, krótka, czarna sukienka.
-Dużo tu takich-powiedział wpatrując się we mnie z uśmiechem.
-No tak
Próbowałam przypomnieć sobie co szczególnego miała na sobie Dakota, co mogłoby ją wyróżnić z tłumu.
-Miała czerwony naszyjnik
-W kształcie serca?
-Tak!
-Dakota! Tak widziałem, jest przy ognisku.
-Dziękuję...a tak w ogóle jestem Savannah
-Tim. Witaj na imprezie, która przejdzie do historii.

~*~
 Siedziałam przy ognisku wpatrując się w płomienie. Ktoś kogo szukałam faktycznie tu był. Nagle przed oczami przeleciała mi JEGO sylwetka. Oderwałam wzrok od płomiennych wzorów i niemal od razu go zobaczyłam. Szedł w moją stronę bez żadnej emocji na twarzy. Chciałam szturchnąć Dakotę i o wszystkim jej powiedzieć, ale jego wzrok na mnie mi na to nie pozwalał. Przełknęłam głośno ślinę gdy podszedł i usiadł obok mnie. Patrzył mi w oczy i nie mówił nic, tak jak zwykle.
-Cześć-szepnęłam i byłam pewna, że nie usłyszał tego w tym hałasie
-Hej-odpowiedział równie cicho
-Savannah-odezwała się moja przyjaciółka, niemal natychmiast odrywając mnie od gapienia się na niego
-Dakota to jest....to jest Harry-powiedziałam
-Harryyyy- krzyknęła z uśmiechem-to ja was zostawię
Nie mogłaś powiedzieć czegoś w stylu "Cześć, jestem Dakota" albo "Miło mi cię poznać"?, pomyślałam. No jasne, że nie mogła. To przecież Dakota i w dodatku jest pijana.
-Co tu robisz?-zapytał
-Ona mnie tu przyciągnęła-odpowiedziałam wskazując palcem na odchodzącą dziewczynę
-Ludzie chodźcie na plaże!-z głośników wydobył się ryk Tim'a
 Podążyliśmy za tłumem, na piaszczystą polanę za domem. Tim stał na stole z mikrofonem w jednej ręce i z piwem w drugiej. Było dopiero po północy a on był już nieźle wstawiony.
-Jak się bawicie?!-krzyknął z pewnością narażając swoje i tak już zdarte gardło
Tłum oszalał. Wszyscy krzyczeli i skakali. Naprawdę, myślę, że tę imprezę zapamiętam na długo.
-Harry, wiesz, że...-odwróciłam się by spojrzeć na niego, lecz go już nie było.
Rozglądałam się, lecz znalazłam tylko pijanych ludzi w żadnym stopni do niego nie podobnych. Znów zostałam zostawiona.
-Ludzie słuchajcie, mam dla was niespodziankę. Uwaga, uwaga-podniósł ręce do góry i uśmiechnął się- Wszyscy...
Dziewczyna będąca jakieś pięćdziesiąt  metrów ode mnie nie pozwoliła mu dokończyć. Wydała ze swojego gardła tak głośny i przerażający krzyk, że zagłuszyła słowa gospodarza. Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę lecz już po chwili zorientowaliśmy się, że nią nie była. Dziewczyna w długich blond włosach wskazywała ręką gdzieś w dal. W pierwszym momencie nie wiedziałam o co jej chodzi. Przyjrzałam się bliżej i w blasku latarni zobaczyłam czyjeś ciało wiszące na drzewie i nożem wbitym w serce. Dziewczyna, ciemne włosy, czarna sukienka. Gdzie jest do cholery Dakota?!



-----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest.....dłuuuuugi. Miałam go gotowego już kilka dni tego, ale stwierdziłam, że jest słaby (nadal tak myślę). długo już czekaliście, więc postanowiłam go dodać...