"Czekam pod bramą" przeczytałam SMS'a od Ashton'a gdy tylko skończyłam terapię z Harry'm. Niewiele się o nim dowiedziała, tak właściwie to nic. Przez tyle godzin opowiadałam mu o sobie, zapewniałam, że chcę mu pomóc, że może mi powiedzieć o wszystkim a ja nie przekażę tego dalej. On jednak milczał. Od chwili kiedy rozmawialiśmy o tańcu nie odezwał się ani słowem. Nie miałam nawet okazji dowiedzieć się czemu tu przyszedł. Wiem, że prawdopodobnie wszystko było zapisane na kartkach które dał mi Wilson, ale nie chciała przy nim ich czytać. Chciałam by to on mi powiedział. Nie podał mi nawet ręki na pożegnanie.
-Hej Savannah-usłyszałam krzyk przyjaciela kiedy przekroczyłam bramy szpitala.
Było już bardzo późno więc wystraszył mnie tym co zrobił. Myśląc o problemach Harry'ego całkiem zapomniałam, że czeka tu na mnie.
-Masz ochotę na imprezę? Dakota znów jest sama w domu-powiedział z uśmiechem
-Jeszcze jej mało? Po ostatnim razie rodzice omal co nie wyrzucili jej z domu.
Fakt, moi przyjaciele byli duszami towarzystwa. Zawsze błagali mnie żebym szła z nimi, ale ja zazwyczaj nie mogła...mówiąc nie mogłam mam na myśli to, że wtedy akurat pracowałam. A co do Dakoty-miesiąc temu zrobiła w domu taką imprezę, że cały dzień nasza trójka musiała to sprzątać. Wszystko byłoby świetnie gdyby jakiś debil nie nagrał jej jak mówi, że właśnie trwa największa impreza w historii Anglii i to do tego w jej domu i nie wrzucił tego do sieci. Jej młodszy brat znalazł filmik na portalu społecznościowym i pokazał jej rodzicom. Później dopiero wyszły na jaw wszystkie szkody-pomalowana ściana z tyłu domu, pobite kryształy jej matki i pies nafaszerowany narkotykami. Dakota miała albo wynosić się z domu, albo już nigdy nie urządzać imprez, ale kim by ona była gdyby dotrzymała słowa danego rodzicom?
-To jak idziesz?
-Idę...tylko najpierw uprzedzę ojca, że za dwa dni będziemy mieli nową współlokatorkę-powiedziałam z sarkazmem
Wybrałam numer do taty i powiedziałam by nie martwił się o to, że później będę w domu. Razem z Emerson'em ruszyliśmy uliczką prowadzącą do domu Dakoty. Nie zdążyliśmy przejść nawet dwóch metrów kiedy zobaczyłam Harry'ego wychodzącego z posesji szpitala. Miał na sobie czarny płaszcz i kaptur bluzy założony na głowę spod którego mimo wszystko wystawało loki. Spojrzał na mnie na sekundę i ponownie odwrócił wzrok. Postanowiłam nie mówić mu do widzenia...pewnie i tak by nie odpowiedział a ja musiałabym tłumaczyć Ashton'owi po raz setny dlaczego właściwie tutaj pracuje.
~*~
Gdy tylko przekroczyliśmy próg domy Dako, uderzył nas zapach marihuany i innego zielska. Oboje szukaliśmy jej w tym tłumie ludzi i znaleźliśmy tańczącą z jakimś chłopakiem.
-Dakota!-krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
Nie musiałam nawet powtarzać tego co przed chwilą zrobiła, dziewczyna od razu znalazła się przy nas.
-Kim był tamten koleś?-zapytał Ashton
-A bo ja wiem-odpowiedziała ze śmiechem
Cała ona, wpuszcza do domu zupełnie obcych ludzi.
-Dobra tylko mnie tu teraz nie pouczaj. Chodźcie się bawić-krzyknęłam i zaciągnęła nas do kuchni gdzie wzięliśmy alkohol i wtargnęliśmy w wir zabawy.
Po kilku drinkach nie obchodziło mnie czy znam ludzi z którymi tańczę czy też nie. Teraz najważniejsza jest zabawa. Poruszałam się w rytm muzyki w towarzystwie Dakoty i Ashton'a kiedy nagle poczułam czyjś oddech na ramieniu. Poczułam się jak w szpitalu, owiana grozą. Pracowałam tam dość długo, ale bałam się chodzić do niektórych zakamarków.
-Savannah-szepnął mi do ucha
Poznaję ten głos. To do niego mówiłam cały dzisiejszy dzień. Odwróciłam się a on stał centymetry od mojego ciała. Jego oczy niczym czarne dziury pozbawione blasku. Jego twarz bez jakichkolwiek emocji czy uczuć.
-Witaj Savannah-powiedział a mi przysięgam, że na moment stanęło serce.
-Cześć Harry-szepnęłam więc wiedziałam, że nie miał sens usłyszeć moich słów
Nachylił się nade mną a ja nie miałam siły by się odsunąć. Czy to możliwe, że się go bałam? W szpitalu miałam nad nim minimalną kontrolę, mogłam zawołać ochronę i po sprawie a tutaj? Nie wiem do czego jest zdolny, nie wiem co może zrobić mnie czy innym. Jakim cudem on się tutaj znalazł?
-Teraz to tobie odebrało mowę?-zapytał szepcząc mi do ucha.
W końcu zebrałam w sobie dość odwagi by zrobić krok w stacz. Spojrzałam na niego. Na jego ustach nie malowało się nic. Radość, rozbawienia, złość...nic. Czułam jak muzyka cichnie, ale nie byłam pewna czy to dzieje się na prawdę. Tchórz ze mnie. Pracowałam z ludźmi, którzy z pewnością chcieli mi coś zrobić, wyrwać flaki, poderżnąć gardło a teraz bałam się kogoś kto ma trzeci stopień choroby. Zerknęłam w jego oczy, w których przysięgam, że przez chwilę zauważyłam kroplę zieleni. Różniły się od tych, które widziałam na co dzień, w jego była nadzieja. Nadzieja, że nie wyląduje w pokoju bez klamek, lub nadzieję, że da radę powstrzymać się od zabicia mnie. Otrząsnęłam się kiedy poczułam dotyk jego dłoni na swoim policzku. Założył mi kosmyk blond włosów za ucho, ostatni raz powiedział
-Do zobaczenia- i odszedł zostawiając mnie przerażoną i kruchą pomiędzy dziesiątkami tańczących ciał...ciał ludzi, którzy nie widzieli, że wśród nich jej demon.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Matko, matko, matko! Nie wierzę! Bloga założyłam trzy dni temu i już tyle komentarzy i wyświetleń O.O Jeszcze dzisiaj do bohaterów dodam Ashton'a i Dakote a wy w tym czasie czytajcie i komentujcie :) Dodałam zakładkę kontakt, więc możecie zapraszać mnie do znajomych na fb (to konto jest dla moich czytelników więc śmiało zapraszajcie ) :)
Kasia
xx
czwartek, 27 lutego 2014
wtorek, 25 lutego 2014
Rozdział 1
Wiele osób zadaje mi pytania: Czemu wybrałam taką pracę? Czemu spotykam się z takimi ludźmi? Odczekują ode mnie odpowiedzi, której nie znam. Kiedyś byłam tancerką, kochałam to, jednak moja matka chciała bym była jej młodszą wersją, wykorzystując mnie spełniała własne marzenia. Dlatego odeszłam. Przestałam tańczyć, przestałam we wszystkim widzieć natchnienie. Stałam się normalną nastolatką a później wyjechałam do ojca. Teraz mieszkam i pracuję razem z nim. On popiera to co robię. Można powiedzieć, że jest ze mnie dumny, chociaż czasami nawet ja jestem przerażona tym wszystkim. Szpital wydaje się być idealnym miejscem dla starych ludzi, jednak w moim przypadku jest inaczej. Osoby w moim wieku zazwyczaj przesiadują w klubach, bawią się dniami i nocami, ale ja w pewnym stopniu wolę siedzieć tutaj i rozmawiać z nimi, nawet jeśli nasza rozmowa opiera się na moim monologu.
Szłam uliczką prowadzącą do szpitala. Czułam na sobie wzroki pędzących w różne strony ludzi. Bali się mnie? Myśleli, że jestem taka jak tamci? W sumie to miałam to gdzieś. Nagle usłyszałam dzwonienie mojego telefonu. Ashton.
-Cześć-powiedziałam radoście
-Hej Savannah, masz dzisiaj czas? Może poszlibyście gdzieś?
-Idę do pracy
-Sav- dobrze znałam ten jego ton- wiesz co o tym myślę, prawda?
-Tak, ale to nic nie zmieni. Przepraszam muszę kończyć
Nie czekając na jego odpowiedzieć, rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Wyciągnęłam z torebki klucze i otworzyłam wielką, starą bramę zamykając ją za sobą z powrotem na klucz. Ruszyłam szeroką ścieżką do drzwi. Na zewnątrz było już kilka osób. W oddali zauważyłam Mags z którą kiedyś miałam terapie. Biedaczkę przenieśli na oddział zamknięty, ale teraz chyba jest jej lepie skoro jest na powietrzu. Przywitałam się jeszcze z Lex, która uważa mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę. Jest starsza ode mnie o zaledwie 4 lata więc łatwiej od wszystkich jest mi ją zrozumieć. Dotarłam do końca dróżki i weszłam do budynku z wielkim szyldem "Szpital psychiatryczny" na górze. Tak, właśnie tutaj pracuje. Przerażające, prawda? Dla mnie nie koniecznie. Są cztery rodzaje ludzi w tym budynku. Doszczętnie obłąkani, którzy zamknięci są w pokojach bez klamek. Ci którym można jeszcze pomóc, ich jest najwięcej. Mają tutaj swoje pokoje, wychodzą na dwór, rozmawiają z inni, chociaż jakakolwiek rozmowa tutaj jest rzadkością. Są jeszcze tacy, którzy przychodzą tutaj codziennie, ale nie mieszkają w szpitalu. Taką osobą była kiedyś Lex, ale kiedy chciała zabić brata zamknęli ją tutaj. Ci ludzie odzywają się naprawdę rzadko. Najczęściej jest tak, że to my mówimy a oni tylko tępo wpatrują się w sufit. Ostatnim rodzajem ludzi tutaj, jesteśmy my-terapeuci i lekarze. Wielu mieszka tutaj, przebywa z tymi ludźmi 24 godziny na dobę. Ja mam to szczęście, że nie muszę.
-Cześć Wilson -powiedziałam do starszego mężczyzny siedzącego w recepcji.
-Dzień dobry Savannah.
-Damon już jest?
-Damon'a przenieśli-spojrzałam na niego pytająco-oddział zamknięty.
Jak to możliwe? Przecież jeszcze wczoraj siedziałam z nim w pokoju i rozmawiałam jak z przyjacielem a teraz...Damon był moim jedynym pacjentem w tym czasie.
-Twój ojciec przypisał ci nowego-tak, mój tata był dyrektorem całego szpitala-jest rok starszy od ciebie. Z nikim innym nie chce rozmawiać. Może przed tobą się otowrzy
Kiwnęłam głową, zabrałam klik kartek dotyczący chłopaka i poszłam do pokoju w którym jak Wilson powiedział, obecnie powinien się znajdować. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zobaczyłam chłopaka z burzą loków na głowie, leżącego na kanapie z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego a on oprzytomniał.
-Cześć jestem Savannah-powiedziałam z uśmiechem wyciągając ku niemu dłoń.
Spojrzał na mnie z nic nie mówiącą minę i wbił się w głąb kanapy. Odsunęłam się od niego i usiadłam na fotelu naprzeciwko.
-Jak masz na imię?-zapytałam
Chłopak podniósł się i siedząc na miękkiej, brązowej sofie wpatrywał się we mnie. Czułam jak mnie telepatycznie dusi.
-Będziesz ze mną rozmawiać?
Lekko pokręcił głową. Lepsze to niż nic. Spojrzałam na teczkę, na której było napisane jego imię.
-Harry ja chcę tylko porozmawiać.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Ze swojej torebki wyciągnęłam mydlane bańki, które siostra Ashton'a tam wczoraj wrzuciła. Usiadłam na kanapie, przy Harry'm i dmuchnęłam tworząc dziesiątki małych i dużych baniek. Na twarzy chłopaka zauważyłam uśmiech, może przypomina mu to dzieciństwo? Podałam mu pudełko i zachęciłam by również spróbował.
-I jak? Porozmawiamy?- teraz także zaprzeczył
Taniec nauczył mnie cierpliwości. Nie mogę go zmuszać do rozmowy, wtedy na pewno się nie otworzy, nie zaufa mi.
-Wiesz, kiedyś byłam tancerką. Wygrywałam konkursy, zbierałam puchary, ale zostawiłam to.
-Czemu?-niespodziewanie usłyszałam jego cichy głos
-Bo to nie było moim marzeniem. Tego chciała moja matko, nie ja.
-Gadanie z psycholami jest twoim marzeniem?
-Nie jesteście psycholami. Wielu ludzi was za takich uważa, ale ja nie. Dla mnie jesteście po prostu chorzy a z każdej choroby da się wyleczyć. Każdy z nas ma w sobie szczypta szaleństwa-uśmiechnęłam się-tylko niektórzy nie są na tyle odważni by ją uwolnić
-Naprawdę?
-Tak. Pamiętaj, tylko szaleńcy są coś warci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
A więc oto jest-pierwszy rozdział :) Wiem, że krótki...przepraszam. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Coś innego niż moje wcześniejsze blogi
Ps. Jeśli chcecie być informowani o nowych blogach zajrzyjcie w zakładkę "Informowani"
Szłam uliczką prowadzącą do szpitala. Czułam na sobie wzroki pędzących w różne strony ludzi. Bali się mnie? Myśleli, że jestem taka jak tamci? W sumie to miałam to gdzieś. Nagle usłyszałam dzwonienie mojego telefonu. Ashton.
-Cześć-powiedziałam radoście
-Hej Savannah, masz dzisiaj czas? Może poszlibyście gdzieś?
-Idę do pracy
-Sav- dobrze znałam ten jego ton- wiesz co o tym myślę, prawda?
-Tak, ale to nic nie zmieni. Przepraszam muszę kończyć
Nie czekając na jego odpowiedzieć, rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Wyciągnęłam z torebki klucze i otworzyłam wielką, starą bramę zamykając ją za sobą z powrotem na klucz. Ruszyłam szeroką ścieżką do drzwi. Na zewnątrz było już kilka osób. W oddali zauważyłam Mags z którą kiedyś miałam terapie. Biedaczkę przenieśli na oddział zamknięty, ale teraz chyba jest jej lepie skoro jest na powietrzu. Przywitałam się jeszcze z Lex, która uważa mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę. Jest starsza ode mnie o zaledwie 4 lata więc łatwiej od wszystkich jest mi ją zrozumieć. Dotarłam do końca dróżki i weszłam do budynku z wielkim szyldem "Szpital psychiatryczny" na górze. Tak, właśnie tutaj pracuje. Przerażające, prawda? Dla mnie nie koniecznie. Są cztery rodzaje ludzi w tym budynku. Doszczętnie obłąkani, którzy zamknięci są w pokojach bez klamek. Ci którym można jeszcze pomóc, ich jest najwięcej. Mają tutaj swoje pokoje, wychodzą na dwór, rozmawiają z inni, chociaż jakakolwiek rozmowa tutaj jest rzadkością. Są jeszcze tacy, którzy przychodzą tutaj codziennie, ale nie mieszkają w szpitalu. Taką osobą była kiedyś Lex, ale kiedy chciała zabić brata zamknęli ją tutaj. Ci ludzie odzywają się naprawdę rzadko. Najczęściej jest tak, że to my mówimy a oni tylko tępo wpatrują się w sufit. Ostatnim rodzajem ludzi tutaj, jesteśmy my-terapeuci i lekarze. Wielu mieszka tutaj, przebywa z tymi ludźmi 24 godziny na dobę. Ja mam to szczęście, że nie muszę.
-Cześć Wilson -powiedziałam do starszego mężczyzny siedzącego w recepcji.
-Dzień dobry Savannah.
-Damon już jest?
-Damon'a przenieśli-spojrzałam na niego pytająco-oddział zamknięty.
Jak to możliwe? Przecież jeszcze wczoraj siedziałam z nim w pokoju i rozmawiałam jak z przyjacielem a teraz...Damon był moim jedynym pacjentem w tym czasie.
-Twój ojciec przypisał ci nowego-tak, mój tata był dyrektorem całego szpitala-jest rok starszy od ciebie. Z nikim innym nie chce rozmawiać. Może przed tobą się otowrzy
Kiwnęłam głową, zabrałam klik kartek dotyczący chłopaka i poszłam do pokoju w którym jak Wilson powiedział, obecnie powinien się znajdować. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zobaczyłam chłopaka z burzą loków na głowie, leżącego na kanapie z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego a on oprzytomniał.
-Cześć jestem Savannah-powiedziałam z uśmiechem wyciągając ku niemu dłoń.
Spojrzał na mnie z nic nie mówiącą minę i wbił się w głąb kanapy. Odsunęłam się od niego i usiadłam na fotelu naprzeciwko.
-Jak masz na imię?-zapytałam
Chłopak podniósł się i siedząc na miękkiej, brązowej sofie wpatrywał się we mnie. Czułam jak mnie telepatycznie dusi.
-Będziesz ze mną rozmawiać?
Lekko pokręcił głową. Lepsze to niż nic. Spojrzałam na teczkę, na której było napisane jego imię.
-Harry ja chcę tylko porozmawiać.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Ze swojej torebki wyciągnęłam mydlane bańki, które siostra Ashton'a tam wczoraj wrzuciła. Usiadłam na kanapie, przy Harry'm i dmuchnęłam tworząc dziesiątki małych i dużych baniek. Na twarzy chłopaka zauważyłam uśmiech, może przypomina mu to dzieciństwo? Podałam mu pudełko i zachęciłam by również spróbował.
-I jak? Porozmawiamy?- teraz także zaprzeczył
Taniec nauczył mnie cierpliwości. Nie mogę go zmuszać do rozmowy, wtedy na pewno się nie otworzy, nie zaufa mi.
-Wiesz, kiedyś byłam tancerką. Wygrywałam konkursy, zbierałam puchary, ale zostawiłam to.
-Czemu?-niespodziewanie usłyszałam jego cichy głos
-Bo to nie było moim marzeniem. Tego chciała moja matko, nie ja.
-Gadanie z psycholami jest twoim marzeniem?
-Nie jesteście psycholami. Wielu ludzi was za takich uważa, ale ja nie. Dla mnie jesteście po prostu chorzy a z każdej choroby da się wyleczyć. Każdy z nas ma w sobie szczypta szaleństwa-uśmiechnęłam się-tylko niektórzy nie są na tyle odważni by ją uwolnić
-Naprawdę?
-Tak. Pamiętaj, tylko szaleńcy są coś warci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
A więc oto jest-pierwszy rozdział :) Wiem, że krótki...przepraszam. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Coś innego niż moje wcześniejsze blogi
Ps. Jeśli chcecie być informowani o nowych blogach zajrzyjcie w zakładkę "Informowani"
poniedziałek, 24 lutego 2014
Prolog
Znów tutaj jesteś. Twoje oczy tak
samo ciemne, smutne, jednak z odrobiną nadziei. Nie twierdzę, że jesteś inny od
tych wszystkich ludzi naokoło, ale ty przynajmniej patrzysz na mnie gdy mówię.
Nie wiem ile z tego do siebie przyswajasz...jeszcze nigdy nie słyszałam twojego
głosu.
Jesteś tutaj tak samo jak jestem tu
ja. Czy Bóg chciał dać mi jakiś znak ściągając mnie tutaj? Czy jestem taka jak
wy? Czy po prostu chce bym Wam pomogła? Gdzieś w środku czuję, że mam z Wami
coś wspólnego. Wam ma kto pomóc...a mi? Pewnie nawet gdyby ktoś tego chciał ja
milczałabym jak ty teraz, ale kiedyś trzeba się odezwać...wykrzyczeć światu co
leży ci na sercu. No już Savannah,
teraz albo nigdy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)