-Dako...
-Wyjadę do Stanów. Nie teraz, ale jak zacznie już widać. Moi rodzice nie mogą się dowiedzieć. Oddam je, albo usunę jeszcze przed powrotem rodziców. Oni mnie zabiją-powiedziała i rykła płaczem.
Teraz nie powiem jej o Ashtonie. Nie mogę. Muszę jej pomóc jak najbardziej potrafię.
-Harry zawieziesz nas do mnie?-zapytałam
Harry tylko lekko pokiwał głową patrząc na mnie.
-Nie, nie trzeba. Byliście na randce a ja wszystko zasupłam
-Nie zepsułaś. Idź po parę rzeczy i jedziemy.
Dakota wbiegła po schodach na górę. Zbyt wiele jak na jeden dzień. Powrót Hunter'a, Ashton okazuje się być przeciwko nam a Dakota ...Dakota jest w ciąży.
***
-Dziękuje-powiedziałam do Harry'ego gdy Dako weszła już do mojego domu.
-Nie ma sprawy. Co teraz zrobicie?
-Dakota za nic w świecie nie powie rodzicom. Wyjedzie, urodzi i wróci...bez dziecka.
-Uważasz, że tak będzie dobrze?
-Nie, ale to nie ja jestem w ciąży. Jeśli ona coś postanowi będę ją wspierać mimo wszystko.
-Powiedziałbym, że to był miły wieczór, ale byłoby to chyba nie na miejscu- zaśmiał się speszony drapiąc po karku-Może kiedyś pójdziemy na prawdziwą randkę a nie taką udawaną?
-Może-powiedziałam z uśmiechem
Pochyliłam się by pocałować go w policzek, ale on w ostatniej chwili odwrócił twarz i złączył nasze usta. Cwane posunięcie. Czułam jego dłoń na swoim policzku i loki łaskoczące czoło.
-Przepraszam-szepnął opierając swoje czoło o moje
-Pójdę już-powiedziałam wychodząc z auta.
Właśnie go pocałowałam. Jestem pewna, że jeśli mój ojciec albo brat to widzieli to mam ostro przerąbane. Normalnie, możliwe, że by się cieszyli, ale nie teraz.
-Gdzie Dakota?-zapytałam Jace'a
-U ciebie. Co się jej stało?
-Jest w ciąży, ale nie mów ojcu a najlepiej nikomu. Chce wyjechać do Stanów, tam urodzić i je oddać-szepnęłam
Nie czekałam na jego odpowiedź tylko od razu pobiegłam na górę. Moja przyjaciółka siedziała skulona na łóżku. W oczach miała łzy.
-Dakota-powiedziałam cicho, siadając obok
-Jaka ja jestem głupia!
-Nie jesteś głupia. Kim jest ojciec?
-Ten koleś z imprezy. Hunter.
Nie. Nie. Nie! Hunter zrobił dziecko mojej najlepszej przyjaciółce. A może to nie on, może to tylko zbieżność imion. Wybiegłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Devoux.
-Jednak dzwonisz.
-Kiedy przyleciałeś do Anglii?
-Jakiś miesiąc temu, a bo co?
-Zrobiłeś bydlaku dziecko mojej przyjaciółce. Dakota Bilson, kojarzysz?
-Dakota? Pamiętam. Chyba nie uważasz mnie za winnego. To ty jej o mnie nie powiedziałaś.
-Bez tej informacji była bezpieczniejsza.
-Ciekawe czy ktoś jest teraz z nią w twoim pokoju.
Mój oddech przyspieszył. Śledzi nas?
-A ten Harry, powinnaś strzec się takich osób.
-Odwal się od wszystkich których kocham!-wrzasnęłam
-"kocham"?
Harry, chodzi mu o Harry'ego. Jasne, że go nie kocham. Na pewno nie.
-Zostaw wszystkich na których mi zależy-szepnęłam i się rozłączyłam.
Odłożyłam komórkę na szafkę i zjechałam na ziemię oparta o drzwi. Zniszczył życie mi, teraz Dakocie. Nie pozwolę by zrobił to komuś jeszcze. Nagle w głowie zahuczały mi słowa Harry'ego: "Czuję, że to ty będziesz moją pierwszą ofiarą". Nie może tego zrobić. Po prostu nie może
***
-Dakota muszę ci coś powiedzieć-szepnęłam gdy leżała z głową na moich kolanach
-Co?-zapytałam siadając prosto
-Ja...ja znam Hunter'a.
Nie musiała nic mówić. Jej twarz wyrażała wszystko...zdziwienia, rozpacz, złość.
-Byliśmy razem jeszcze gdy mieszkałam w Paryżu. Był dla mnie wszystkim a później mnie zdradził. Wiedział, że jestem mu w stanie wybaczyć wszystko, ale nie to. Dowiedziałam się tego od jego siostry, która przyjechała do Francji na wakacje. Odeszłam od niego, ale mścił się na mnie. Gdy przyjechałam tutaj miałam nadzieję, że uwolnię się również od niego...pomyliłam się. Był w tym domu i gdyby nie Harry, nie wiem co by się stało. Nie mówiłam ci tego, bo chciałam cię chronić. W tamtym czasie wszyscy na kim mi zależało odeszli. Mama, Jace, Hunter. Nie chciałam zostać sama. On zna ludzi, którzy bez żadnych zahamowań mogą nas skrzywdzić, więc obiecaj mi, nie będziesz go szukać.
-Po co miałabym szukać kogoś kto chce mnie zranić?
-To dobrze-wysiliłam się na uśmiech-prześpij się trochę
***
-Co z nią?-zapytał Jace
-Zasnęła. Powiedziałam jej o Hunterze.
-Wszystko?-wytrzeszczył oczy
-To co powinna wiedzieć.
Siadłam obok niego na kanapie i upiłam łyk jego kawy. Nie wiem co teraz będzie. Dakota, Jace, Harry, Hunter, Ashton, ja. Widziałam, że ten rok będzie inny, ale myślałam, że w pozytywnym sensie.
-Zaczniesz jeszcze kiedyś tańczyć?
-Nie. Raczej nie.
-Dlaczego? Przecież to była twoja pasja, tak mi się wydaje.

-Savannah wiesz, że tak musiało być-szepnął przygarniając mnie do siebie-Żadne z nas nie może cofnąć czasu, nie tylko ty tego chcesz. Nie masz nawet pojęcia jak mi was wszystkich brakowało.
-Savannah!-usłyszałam przerażony krzyk Dakoty
Oboje z Jace'em rezwaliśmy się z sofy i pobieglisy na górę. Dako siedziała na łóżku z telefonem w ręku
-Co się stało?!
-Ashton...jest w szpitalu. Ktoś go otruł, jest w śpiączce i nie wiadomo czy przeżyje.
-Co?! Czym go otruli?
-Atropiną
To niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Atropiny nie dostaje się od tak w aptece. Jedynym miejscem w tym mieście gdzie jest ona legalnie jest...szpital psychiatryczny mojego ojca.